W toku przygotowań do maratonu w Dębnie odbyłem wiele treningów, w różnych warunkach i lokalizacjach, od bieżni, przez miejskie ulice, po górskie szlaki. Nie zabrakło wśród nich również tzw. startów kontrolnych.
Jako pierwszy taki start zaplanowałem udział w XVI Ekstremalnej Imprezie na Orientację „Skorpion”. Ta kultowa impreza, która nie ma w swej nazwie słowa „bieg” z tego względu, że jest otwarta również dla piechurów, a dystanse do pokonania i trudność terenu oraz wymaganie dobrych umiejętności nawigacyjnych czasem wymuszają naprawdę wolne poruszanie się, jest świetnie znana wśród biegaczy ultra, w szczególności ultra-orientalistów. Ja wybrałem dystans „zaledwie” 20 kilometrów, co – biorąc pod uwagę panujące w terminie jej rozgrywania (połowa lutego) ekstremalne warunki pogodowe – okazało się w zupełności wystarczające. Ze względu na te właśnie warunki – mokry śnieg po kolana i mgła ograniczająca widoczność do 100 metrów – oraz na dwie pomyłki nawigacyjne, zamiast 20 kilometrów (liczonych po najkrótszej trasie) przebiegłem równo 30. A ogólny czas mojej aktywności na tej imprezie wyniósł ponad 4 godziny. Uznaję więc ten start za udany, nie tylko ze względu na zaliczone wszystkie punkty kontrolne i zajęte 4-te miejsce w kategorii MIX, w której startowałem z żoną, ale na czas aktywności ruchowej, przez który „przypomniałem” swojemu organizmowi, jak to jest być w ruchu przez więcej niż 4 godziny. A do tego zrobiłem kilkadziesiąt ładnych zdjęć z tego biegu.
Ponieważ „Skorpiona” zaliczyłem jeszcze w lutym, w połowie marca postanowiłem dodatkowo sprawdzić swoje możliwości na dystansie półmaratonu. Wziąłem więc udział w lokalnym „Biegu Zielonych Sznurowadeł”, na dystansie 21,097 km, który został rozegrany w Puławach, w dniu 12 marca 2017 roku. Na ten bieg zabrałem aparat fotograficzny, czego efektem było ponad 200 zdjęć z biegaczami z samej trasy oraz sporo fotografii zrobiony przed startem i po minięciu przeze mnie mety. Na zawodach świetnie się bawiłem, robiąc zdjęcia i rozmawiając z biegaczami. Poznałem na nich kilku ciekawych biegaczy, a z jednym nawet sobie pogawędziłem na pierwszych kilometrach. W drugiej połowie biegu, nie zważając na wiatr wiejący prosto w twarz, biegłem już nieco szybciej i zwalniałem tylko momentami, by zrobić sobie zdjęcia z kolejnymi wyprzedzanymi zawodnikami. Bieg ukończyłem w zadowalającym – jak na opisane aktywności – czasie, który pozwala z optymizmem spoglądać na datę 44. Dębno Maratonu w kalendarzu 🙂
Na starcie zbliżającego się biegu na królewskim dystansie również zamierzam stawić się z aparatem fotograficznym, aby dokumentować udział naszej bankowej grupy w tej imprezie.
Teraz pozostaje już tylko ładować: baterie w aparacie i węglowodany 🙂 Krzysiek