Ryszard Brożyna

Rysiek biega od 6 lat. Jest najstarszy w grupie, no chyba, że Profesor się pojawi -:). Rysiek zrobił największe postępy i  jest najszybszy. Rekord życiowy 3:09:50.

od lewej – Tomek Tarnowski, Rysiek Brożyna, Przemek Miarczyński, Paweł Tarnowski – w tle Diabelski Kamień – największy głaz polodowcowy w okolicach Trójmiasta – zima 2016/17

wspomnienie z 44 Dębno Maratonu:

Przed startem dostałem jasny komunikat od Tomka, że Przemek Miarczyński biegnie wspierany przez Jurka Skarżyńskiego w pierwszej połowie maratonu, a na drugą połówkę wchodzi  Wojtek Ratkowski. Myślą o czasie 3:10 (3h10min).

Nie mogło mnie spotkać nic lepszego. Trzymam się Przemka i Mistrzów i swój plan mam zrealizowany.

Grupa biegnąca na czas 3h15minut. Od prawej Jurek Skarżyński, w środku Przemek Miarczyński i Karol Pisarewicz – Rysiek już jest przed nimi

Pierwsze kilometry biegłem za nimi. Chłonąłem wszystkie uwagi Jurka, jakie kierował do Przemka Miarczyńskiego – pić od pierwszego punktu odżywiania, gdyż jest gorąco, rozluźniać ciało… Nie do końca pasowało mi tempo biegu, było trochę za wolne jak na 3:10. Zapytałem Jurka  i okazało się, że zmiana planu – idą na 3:15. Nie udałoby się nadrobić tej różnicy na ostatnich kilometrach. Mimo wątpliwości podjąłem trudną decyzję i odłączyłem się od grupy. Zacząłem przyspieszać, mozolnie i powoli nadrabiając czas. Wróciłem do swojego prostego planu – biegnę równym tempem, żele na 10, 20, 30 i 35 kilometrze, korzystam z wody na każdym punkcie odżywiania i chłodzę głowę wodą.
Przy każdej pętli w centrum miasta dostawałem od mojej żony przygotowane węglowodany w płynie, za każdym razem czekałem na tą chwilę, ale każde spotkanie pamiętam nieco inaczej – zmęczenie narastało. Ostatnie było na 39 km. Do Jarki dołączyli nasi przyjaciele z Torzymia, ale już ich nie widziałem, mózg stopniowo wyłączał zbędne funkcje. Słabłem i skupiałem się tylko na wykonywaniu prostych czynności, jakim jest przestawianie nóg w biegu, co tam urastało do poważnego problemu. Po 40 kilometrze mój zegarek pokazał 3 godziny – zgodnie z planem.
Na 41 zabrakło mi sił – może ściana? – bolało całe ciało i traciłem czujność. Tempo spadło do 4′:40″. Pomyślałem, że nie uda się złamać 3:10 jeśli odpuszczę ostatni kilometr, a wszystko we mnie zachęcało, do tego by trochę odpuścić.  Zaczęła się wewnętrzna walka, cisnąłem z całych sił, wypatrując mety. Ból narastał i pragnąłem mieć to za sobą. Zobaczyłem zegar na mecie, czas zbliżał się do 3:10′. finiszowałem na wpół świadomy, przekroczyłem metę, i zegar przekroczył 3:10′. Przez moment wszystko było obojętne. Powoli wracały wcześniej wyłączane funkcje, świadomość. Za metą czekała Jarka i przyjaciele. Puściły emocje. Zawsze potrafię je kontrolować, po maratonie nigdy. Spiker mówił o akcji Biegnę dla tych, którzy marzą by chodzić a mnie przypomniał mi się film dotyczący tej akcji. Nie umiałem ukryć wzruszenia.

Chwilę później przyszedł sms z czasem netto 3:09:50 i informacją, że w kategorii wiekowej M50 zająłem 3 miejsce. Czy mogłem chcieć coś więcej?

Tomek. Bardzo dziękuje za wspólne biegi, za to, że mogłem być blisko organizowanej przez Ciebie i Kasię akcji. Bardzo mnie to motywowało. Rysiek 🙂

maraton, bieganie, Jurek Skarżyński, Przemek Miarczyński, Karolina Gorczyca, Agnieszka Bal, Człowiek bez barier, Dębno, maraton, pomoc, zakon maltański