Dębno 1986 – Mistrzostwa, które przeszły do historii polskiego i światowego maratonu

Jurek Skarzyński:  Dębno 1986

Dwudziesta pierwsza edycja dębnowskiego czempionatu przeszła do historii nie tylko polskiego, ale także światowego maratonu, bo oprócz rekordów kraju (mężczyzn i kobiet) padły także światowe rekordy, mówiące o sile polskich maratończyków tamtych czasów.

Mam tę frajdę, że byłem uczestnikiem kilku „historycznych” biegów, o wynikach których jeszcze przez lata będzie się mówiło w „branżowych” rozmowach, bo wydają się – mimo tak silnego rozwoju wyników w następnych latach – raczej… nie do poprawienia. Czy są w ogóle rekordy, które nie „pękają”. Chyba są…

O pierwszym wspominałem we wcześniejszej relacji z Londynu z roku 1983 – przypominam: prawie 100 maratończyków poniżej granicy 2:20. Rekord świata Norweżki Grete Waitz (2:25:29) i rekordowa frekwencja (17,5 tys. uczestników na starcie) szybko zostały poprawione, ale ten rekord dłuuugo będzie trwał, bo raczej nie uda się ustawić setki maratończyków z poziomu poniżej 2:20 na linii jednego biegu! Chyba, że zwiezie się po pół setki Kenijczyków i Etiopczyków, ale… to nie będzie już ta sama konkurencja, bo wtedy w tej grupie był tylko jeden (!) biegacz z Afryki. Swoją drogą – czy w całej Europie znajdzie się teraz setka takich biegaczy, wykluczając tych z afrykańskimi korzeniami? Może. Ale jeśli jest ich tylu, to jak namówić ich na start w tym samym maratonie?

Drugim takim biegiem była dziesiątka w Sopocie w 1984 roku, podczas której aż sześciu Polaków złamało barierę 28:40 (wygrał Mirek Dzienisik w 28:28,03, ja byłem czwarty w 28:33,26), zaś bodajże jeszcze dwudziesty szósty zdążył przekroczyć linię mety przed upływem 30 minut! Ta bariera była kiedyś wyczynową barierą przyzwoitości długodystansowców, teraz staje się przeszkodą, którą pokonuje niewielu polskich biegaczy. Wprawdzie chętnych do biegania w Polsce nie brakuje, ale mimo faktu, że od tego momentu minęły już 33 lata, w ciągu których świat zrobił i technologiczny, i metodyczny, skok jakościowy, zadanie „30 Polaków biega 10 km poniżej 30 minut” leży teraz daleko poza możliwościami polskich długodystansowców. Wydaje się więc, że tego rekordu dłuuuuuugo jeszcze się nie poprawi. Może… nigdy?

Sopot 1984

Trzecim biegiem, który trafił do mojej Hall of Runs jest dębnowski maraton z roku 1986. Dwa miesiące wcześniej zaliczyłem już jeden. W nowozelandzkim Auckland zająłem drugie miejsce z czasem 2:15:39. Planowałem pobiec poniżej 2:15, by zrobić tzw. chlebowe, czyli wynik przedłużający mi stypendium sportowe na kolejny sezon, ale na ok. 800 m przed metą miałem skurcze, i to przez nie „spóźniłem” się na metę. Ważne z tego wyjazdu było jednak to, że opiekujący się nami (mną i Wieśkiem Dubielem – był piąty w 2:17:17) trener Jan Panzer zabrał nas na jakieś specjalne badania. Ich wyniki były dla mnie budujące: „Jurek, możesz zwiększyć intensywność, masz ciągle silny organizm, który wytrzyma każdy trening”. Wieśkowi zalecał jednak ostrożność w przygotowaniach, oszczędzanie „zużytego” już mocno organizmu. Wiesiek zlekceważył te sugestie. „Eee tam, takie badania” – powiedział do mnie i po powrocie do Polski na obozach trenował jak dawniej. Jak się potem okaże wyniku z Auckland nigdy już nie poprawił.

Gdy przyjeżdżałem wtedy do Dębna wierzyłem w swoje możliwości. Dwanaście ostrożnych tysiączków po 3:06-3:04 na przerwach 3-minutowych w truchcie (700 m) zrobiłem w poprzedzający maraton wtorek „na luzie”, czułem się znakomicie. Po sobotnim rozruchu określiłem swoje samopoczucie jako bardzo dobre. Forma była! Tyle, że aby padł rekord życiowy – forma to za mało! To warunek konieczny, ale nie wystarczający, bo i przed biegiem, i w trakcie jego trwania, można przecież popełnić mnóstwo błędów, które mogą „uziemić” każdego.

Z czynników, na które nie mamy wpływu, najważniejsza dla maratończyków jest pogoda. Maraton odbył się 6 kwietnia, więc szanse na sprzyjającą pogodę były wielkie. Mieliśmy niewiarygodne szczęście: „Pogoda prawie idealna – lekki wiatr, temp. 8 st. C, wilgotność 92%” – czytam w dzienniczku. Co też ważne – było pochmurnie, więc podczas biegu nie przeszkadzało nam świecące słońce. W tej temperaturze i przy braku słońca intensywność pocenia była minimalna. Pamiętam, że podczas biegu napiłem się izotonika tylko trzykrotnie – na 10., 20., i 30. kilometrze. Prawie się nie pociłem, więc nie czułem potrzeby, by sięgać po bidon częściej.

Start zaplanowano na godzinę 11. Wcześniej zwykle biegano tu po południu – teraz organizatorzy pochylili się nad naszą dolą i niedolą. Wszak człowiek podlega też działaniu cyklu dobowego, a wiadomo że największa wydolność fizyczna to godziny poranno-przedpołudniowe. O 10:00 byłoby lepiej, a o 9:30 jeszcze lepiej, ale dobre choć to…

Ważnym elementem, mającym ogromny wpływ na późniejsze wyniki, był fakt, że trener kadry Michał Wójcik, namówił Stasia Zdunka i Darka Nawrockiego, by byli naszymi zającami, czyli jak się to teraz określa pacemakerami. Mieli do 25. kilometra dyktować określone tempo. Praktycznie? Mieli… hamować nas przed zbyt szybkim biegiem od samego startu. Trener Wójcik cały czas krzyczał do nas, byśmy ich nie wyprzedzali. Gdyby nie to – o rekordowym biegu nie byłoby mowy! Pamiętam, że to zaplanowane tempo (ok. 3:10/km) czułem jako zbyt wolne, więc co chwilę rękami „broniłem się”, by od tyłu nie wpaść na biegnących przede mną kolegów, uważając też by nie zahaczyć swoją nogą o ich pięty. O tym, że za wolno nie było tylko dla mnie świadczy fakt, że biegnący niemal cały czas tuż za prowadzącą dwójką Niemczak co jakiś czas próbował ich popędzać krzycząc „Zając, szybciej”. Na szczęście nie ulegli tej presji. Piątki, które nam prowadzili przebiegliśmy „jak po sznurku” kolejno w 15:44; 15:41, 16:01, 15:44 (20 km pokonaliśmy w 1:03:10) i 15:37. Do tego momentu prowadząca grupa liczyła jeszcze ok. 20 zawodników! Jasne, dla części z nich było to zbyt szybko, ale bieg w dużej grupie jest łatwiejszy niż bieg „na solo” tempem kilka sekund wolniejszym.

Dębno 1986-1 arch: JS

Na linii 25 km zostaliśmy już bez prowadzącego Zdunka (Nawrocki zszedł chyba po 20 km). I wtedy się zaczęło! Niemczak wyskoczył do przodu jak z katapulty. Trener Wójcik z jadącego obok samochodu krzyknął do nas „Trzymajcie go!”. Zareagowałem  tylko ja,  Misiewicz i Sawicki. Reszta odpuściła. Ale co się dziwić, tempo wzrosło zawrotnie – biegliśmy poniżej 3:00/km! Antek tę piątkę pokonał w czasie ok. 14:45, my w 14:53! Gdy to usłyszałem zmroziło mnie, ale przed oczami migotało mi podium i medal MP – nie zamierzałem „pękać”.

Aż do 37. kilometra biegliśmy w trójkę, a Niemczak stopniowo odjeżdżał „w siną dal”. Szybko zrozumieliśmy bowiem, by skoncentrować się na sobie, a nie na nim. Kalkulacja była prosta – Niemczak z przodu (czy wytrzyma do końca nie było wiadomo) i nas trzech, więc jest nas w sumie czterech. A medale są trzy! Ktoś z nas musi przegrać. Zacząłem się bać, że to ja zostanę tym pierwszym poza podium. Budowało mnie jednak to, co mówił w Auckland trener Panzer – mam mocny organizm, nie poddam się! No to do roboty! Pociągnąłem mocniej kilkaset metrów – nic, pociągnął mocniej Misiewicz – też nic, choć przez moment wydawało mi się, że Wiktor lekko odstaje. Nic z tego – za moment był z nami.

Dębno 1986_2 arch: JS

Piątkę pomiędzy 30. i 35. kilometrem pokonaliśmy w 15:45, choć były odcinki, gdy biegliśmy poniżej 3 minut na km! Cóż, po momentach zrywów były momenty wolniejsze – jak w kolarstwie – „czajenia” się, patrzenia sobie w oczy, oceniania sił rywali po rytmie… oddechu. Niestety, widocznych słabości u mych kolegów nie zauważyłem. Na 37 km szarpnął Sawicki – ruszyłem jak automat za nim, a Misiewicz… pękł! Uff, jaka ulga. Ciężko już było, ale mówiłem sobie teraz – muszę stanąć na podium, muszę zdobyć medal, muszę utrzymać to tempo do czasu, aż odskoczymy od Ryśka na kilkadziesiąt metrów. W pewnym momencie Sawicki spojrzał do tyłu. „Wiktor, jak?” – spytałem go, bo sam rzadko odwracałem się, by rywal nie odebrał tego jako chwili słabości. Jego odpowiedź mnie wystraszyła: „Trzeba jeszcze rabotać”. To znaczyło dla mnie tyle, że Misiewicz jest blisko za nami, że ciągle jest niebezpieczny, że podium jeszcze nie jest pewne. Ale nasza przewaga powoli rosła, już nie słyszałem jego kroków.

Piątka 35-40 km wyszła mocno – w 15:20 (40 km – 2:04:45, drugie 20 km pokonaliśmy w 1:01:35, czyli 1:35 szybciej niż pierwsze!!!). Wtedy poczułem się bezpieczniej i natychmiast… straciłem motywację do walki o srebro (Niemczak był poza naszym zasięgiem). Chciałem już tylko pilnować podium, „podwieźć” się za Wiktorem jak najbliżej linii mety, by utrzymać brąz.

Puściłem Wiktora, trochę zwolniłem. Bałem się, że mogą mnie w końcówce złapać skurcze, jak przed dwoma miesiącami w Auckland, i… po medalu. Cóż, jestem spod znaku Koziorożca, baaardzo ostrożny. A wróbla w garści już miałem – i nie chciałem go stracić. Stać na podium w Dębnie było ważniejsze od tego, na którym – drugim czy trzecim – będę stopniu. Tak to wtedy oceniłem. Może gdybym walczył o złoto, jeszcze bym walczył. Dobrze pamiętałem z ubiegłego roku, jakie to uczucie, gdy wchodzi się na tę udekorowaną scenę, a po wejściu na podium ma się przed sobą setki ludzi. To Dębno – tam ludzie znają się na bieganiu, od lat już obserwują tę rywalizację, znają wartość uzyskiwanych tu wyników i potrafią to docenić. To się czuło! Ale podium ma tylko trzy miejsca…

Niemczak był pierwszy – 2:10:34 było nowym rekordem Polski. Wiktor dobiegł w 2:11:18, a ja w 2:11:42. Boguś Kuś (zszedł z trasy, gdy Niemczak poderwał się do ataku) „płakał” potem, że przeskoczyłem go w rankingu o… sekundę, bo w Londynie rok wcześniej nabiegał (w maratońskim debiucie!) 2:11:43 – rekord Polski! Czesiu Wilczewski – świeżo upieczony rekordzista (2:11:34 z 2 lutego tego roku), też nie ukończył biegu.

Bonusem dla całej naszej trójki był awans do reprezentacji na sierpniowe mistrzostwa Europy w Stuttgarcie. Bez wątpienia na to zasłużyliśmy.

Dębno 1986_3 arch: JS

Na oklaski zasłużyli też wszyscy pozostali biegacze, z których wielu ustanowiło rekordy życiowe. Misiewicz (2:12:07) i Pierzynka (2:12:21) złamali 2:13. Misiewicz żałował, że biegł bez stopera, gdyż – jak stwierdził – gdyby w końcówce orientował się, że ma szanse na złamanie bariery 2:12, był w stanie tego dokonać. Lupa (2:13:01), Lasecki (2:13:37), Konieczny (2:13:39), Ławicki (2:13:48), Ratkowski (2:13:54) i Sajkowski (2:13:56) pobiegła poniżej 2:14. Nie wiem, czy były na świecie takie mistrzostwa krajowe, w których tylu maratończyków pobiegło poniżej 2:14?

Kolejnym rekordem świata tych mistrzostw wydaje się pokonanie bariery 2:20 przez trzydziestu dwóch Polaków! Mój podopieczny Zbyszek Mosiądz dobiegł na 30. miejscu z czasem 2:18:52, a tuż za nim było jeszcze dwóch.

Efektem zgrania idealnej pogody z realizacją optymalnej taktyki (tzw. Negative Split, czyli „wolniej zaczniesz – szybciej skończysz”) był grad rekordów życiowych. Statystyki i rankingi sezonu zatrzęsły się w posadach. To dzięki temu idealnemu zbiegowi okoliczności 50. polski maratończyk miał w sezonie 1986 wynik 2:21:28! Czy to nie był kolejny z polskich maratońskich rekordów świata do księgi Guinnessa? Pewnie został już poprawiony przez Kenijczyków i Etiopczyków, ale na podium jeszcze raczej stoimy.

Podczas ceremonii rozdania nagród (poza medalami MP, które wręczono na podium tuż po zakończeniu biegu) Wojtek Ratkowski – nawiązując do słów trenera Wójcika sprzed dwóch lat, gdy Wojtek znakomitym wynikiem wywalczył mistrzostwo Polski, iż „tak dobre wyniki były możliwe tylko dlatego, że tak sprzyjająca pogoda trafia się maratończykom raz na sto lat” – zażartował: „Nie raz na sto lat, ale raz na dwa lata, trenerze”. Okazało się, że były to prorocze słowa…

Rekord Polski i sporo rekordów życiowych padło też w rywalizacji kobiet (wygrała Renata Walendziak w 2:32:30), ale to temat na odrębne analizy, na które w tym materiale niestety nie ma już miejsca…

ranking 1986

Jurek Skarzyński – cdn:

rozwiązanie konkursu i HR max

Rozwiązanie konkursu i HR max i nagrody.

Wbrew pozorom nie był to tylko rzut monetą, choć prawdopodobieństwo trafienia wynosi również  1:2. Kibice śledzący regularnie nasz BLOG mogli podjąć próbę wymyślenia prawidłowej odpowiedzi, choć wpisu na temat HR max, prawdę mówiąc nie było.

zestawy ZIAJA w szybkim konkursie
zestawy ZIAJA w szybkim konkursie

HR max – to wartość maksymalnego tętna jakie możesz wycisnąć ze swojego serca. Wyliczenie tego parametru, tak ważnego dla nowoczesnego treningu, nie jest sprawą łatwą. Dość powiedzieć, że zawodowy sportowiec w okresie roztrenowania może mieć HR max =160 uderzeń/min, a w szczycie przedstartowym 175 – różnica jest ogromna!!  Do komputera treningowego wprowadzasz, obok obiektywnych parametrów jak wiek, płeć, waga, również HR max – czyli coś czego nie jesteś pewien i co jest zmienne. Ten komputer = (zegarek)  na bieżąco pokazuje prace serca i moment kiedy zbliżasz się do kluczowych progów, w tym najważniejszego – 85% HR max, gdzie statystycznie znajduje się próg zakwaszania organizmu. Maratończycy wiedzą, że pozostawania zbyt długie  w tej strefie, może zamienić ciężki trening w harakiri i jest prostą drogą do przetrenowania.

Jest wiele metod sprawdzenia poziomu HR max a najlepsze są te realizowane w biegu. Można też wstępnie zorientować się stosując przybliżone wzory. Najprostszy sposób uwzględnia tylko wiek ćwiczącego.
HRmax = 220 – wiek w latach, są i bardziej rozbudowane wzory:

Mężczyźni: HRmax = 210 – 1/2 wieku – 10% masy ciała w kg + 4

Kobiety: HRmax = 210 – 1/2 wieku – 10% masy ciała w kg + 0

Wracając do naszego konkursu posłużymy się tym najprostszym wzorem: PONT HR max 220-37 =183  PAWEŁ HR max 220 – 22 = 198. Skoro obaj zawodnicy pobiegli dokładnie ten sam dystans w tym samy czasie i warunkach, to nie wchodząc w inne zagadnienia (wiek, waga..), powinniśmy przyjąć, że tempo biegu wyciskało z serca PONT’a pracę bliższą jego granicy HR max – więc PONT wykonał większą pracę i spalił więcej kalorii.

To co napisałem jest mocnym przybliżeniem i uproszczeniem, gdyż nie mieliśmy informacji w jakim zakresie HR biegli zawodnicy, teoretycznie Paweł,  mógł męczyć się znacznie bardziej. Zostawmy – to była zabawa, ale nagrody czekają-:)).

W niedzielę rano biegałem z Wojtkiem Ratkowskim, który podpowiedział, jak najprościej wyjaśnić tę różnicę w spalaniu kalorii, zastrzegł jednak, że zagadnienie jest znacznie bardziej skomplikowane. Powiedział coś jeszcze: „wyniki w maratonie do poziomu 2:20 (2 godziny 20 minut) osiąga się planem treningowym i wielką pracą, wyniki w granicach 2:15 wymagają dodatkowo ogromnej wiedzy, wyniki w granicach 2:10  – to już sztuka”.

Dwór Prezydencki – Zgłobice k. Tarnowa

Tomek Tarnowski

szybki konkurs z nagrodami

Na zdjęciu widać komputery treningowe PONTA – Przemka Miarczyńskiego (37 lat)  i Pawła Tarnowskiego (22 lata). Przebywają na zgrupowaniu kadry windsurfingu i razem, w tłusty czwartek,  przebiegli identyczny dystans 23km, w tym samym czasie. Jednak …ich spalanie kalorii jest różne -:).

PONT i Paweł – kto spalił więcej kalorii?

KONKURS – który z nich spalił więcej kalorii?  Zgłoszenie prześlij do Kasi k.tarnowska@agencjafm.com.pl

Do wygrania w tym szybkim konkursie 2 nagrody – zestaw od Ziaja i jeden nocleg dla 2ch osób w jednym z hoteli historycznych – (do ustalenia) – http://heritagehotels.pl/pl/znajdz-hotel.html

Wygrywa 1 i 7 prawidłowe zgłoszenie mailowe.

Pamiętajcie o naszym  celu dobroczynnym i głównym konkursie.  Przekazujcie darowiznę 42 zł – (1 zł za 1km w maratonie) i to jest „bilet” do konkursu głównego. Oczywiście, jeśli Twoje możliwości finansowe są większe, zachęcam do zakupu 7 „biletów” i wytypowania czasów 7 biegaczy…

Po dołączeniu Heritage Hotels Polska mamy już ponad 70 nagród i to chyba nie wszystko -:)   http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

[foto tytułowe Rober Hajduk]

Tomek Tarnowski

lodowata kąpiel i ładunek endorfin, którego nie udźwigniesz

Ci z nas, którzy rozpoczęli przygotowania fizyczne w listopadzie, są już mocno zużyci psychicznie, fizycznie pewnie też, ale ciało jest coraz silniejsze, więc tak się tego nie czuje. Monotonia i duże obciążenie treningowe zaczynają wołać o jakąś zmianę, jednak co tu zmieniać, kiedy plany rozpisane? Jak nie wiesz co robić, to albo nic nie rób, albo zadzwoń do przyjaciela – najlepiej eksperta. Rozmawiam z Wojtkiem Ratkowskim i słyszę – „kąpałeś się w morzu? Morsujesz?” – Nooo, nie – odpowiadam – jak nie brak czasu to jakiś wirus … – próbowałem się rozwinąć, ale przerwał – „Tomek, w sobotę wchodzimy do wody o 9:00. Po rozgrzewce, lodowate morze nic złego nie zrobi, wręcz odwrotnie, a  ładunek endorfin jest taki, że nie udźwigniesz … czekam na Ciebie z kolegami”.

poranek nad Zatoką Gdańską – fot. Wojtek Klimkiewicz

Na trening wyszedłem późno, o 7:30, choć wpierw chciałem napisać, że wcześnie, bo to sobota. Szło jak po grudzie, 14km po nudnej, wielokrotnie już zdeptanej nadmorskiej ścieżce, ze smogowymi nutami w powietrzu na wysokości Gdańska. Założonego tempa biegu nie utrzymałem, dodatkowo zaczęła mnie boleć stopa, więc lekko zniechęcony dowlokłem się na spotkanie – byłem punktualnie. I to chyba był jedyny sukces tego poranka.

przed wejściem do wody –

Grupa niezwykła – morsy PROFI – nic dodać nic ująć. Stoliczek, krzesełka z tabliczkami – tu widać na zdjęciu ucięty napis PROFESOR, a innych nie widać, gdyż ‘fotograf Kasia’ był pod jeszcze większym wrażeniem tego co widzi. Na stoliczku pojawiły się – słodkie zakąski, herbata z bardzo intensywnymi dodatkami – miód, cytryna, pieprz – i bez tego dodatku, o którym myślisz czytelniku -:). Obok krzesełek pojawiły się malutkie wycieraczki i 1,5l butelki wody… Chłonąłem ten widok, jakbym był w bazie NASA a koledzy szykowali się do lotu na orbitę.

zanurzenie

Szybko pozbyliśmy się strojów i nastąpiło wejście. Oczywiście, to nie był mój pierwszy raz, ale dawno nie morsowałem. Dobrze rozgrzane ciało, a byłem mocno spocony, nie ma z tym żadnego problemu, jedynie piszczele bolą jak cholera. W końcu pełne zanurzenie na 10-20 sekund. Wyjście przez strefę płycizny, wpierw dostojne i bardzo męskie, przerodziło się w bieg – może i ucieczkę.

wybiegamy

Jeszcze chwila truchtu po plaży i nagroda – uderzenie endorfin – flow jakiego nie osiągniesz po zimnym prysznicu w domu. Wewnętrzny piec włącza się na pełen regulator i grzeje.

lekki bieg po kąpieli

Masz 1-2 minuty na ubranie się w suche rzeczy, potem herbata i – zaczyna się pełny odjazd. Aaa, te 1,5 litrowe butelki koło krzesełek to ciepła woda do obmycia z pisaku stóp -:)! Profesjonaliści. Koledzy szczelnie ubrani zasiedli tuż nad brzegiem morza – zapewne weszli na orbitę.

Tomek Tarnowski

PS – te 42 zł darowizny, o które prosimy, to w przybliżeniu 1-dniówka osoby niepełnosprawnej na obozie integracyjnym. Jeśli możesz przekazać taką darowiznę to świetnie, ale … być może Twoja portmonetka wytrzyma większe obciążenie i właśnie podejmujesz decyzję ile dni spędzi na obozie ktoś, kto nigdy w życiu nie był na wakacjach, bo rodziców nie stać. Jako darczyńca przyślij do nas swoje zgłoszenie do konkursu – w ten sposób motywujesz tych, którzy pobiegną dla …  Wszystko znajdziesz tu: http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Dobroczynny maraton Pameli Anderson i Prezydenta Busha

Alanis Morissette – Kanadyjska wokalistka autorka tekstów, multiinstrumentalistka, rocznik 74 – przebiegła maraton w celach dobroczynnych  …(włącz utwór i czytaj dalej)

W Ameryce charytatywne biegi gwiazd mają swoją tradycję, u nas gwiazdy sportu, kina, mediów zaczynają pojawiać się na różnych sportowych imprezach jako uczestnicy, choć rzadko są to tak wymagające zadania jak bieg maratoński. Dobroczynność, jak inne dziedziny życia, ma taki rozkład, że jest nas bardzo dużo gdy trzeba wrzucić do skarbonki 2 zł albo wysłać sms’a za 3,80. Zdecydowanie mniej jest chętnych kiedy  trzeba się wysilić – np. przemaszerować z kijkami w sztafecie 3km, nawet jeśli organizatorzy dają medal, bigos, colę i występ znanego muzyka. Uczestników takich akcji, gdzie harujesz przez 5 miesięcy w samotności i potem biegniesz maraton, można policzyć na palcach, choć tu ograniczenia są również czysto fizyczne, zdrowotne, czy wiekowe. Najpiękniejsze jest jednak to, gdy dołączają do nas kibice. Ten wstrzymał palenie, ktoś inny chce schudnąć, wiec nie pije alku i jeszcze ćwiczy – przynajmniej do 2 kwietnia -:) – są tacy ! Ale wróćmy do tych charytatywnych biegów gwiazd. Ultramaratończyk Dean Karnazes, wziął kiedyś udział w sztafecie charytatywnej na 360 km, gdzie zawodnicy mieli biec odcinki po 40 km. Dean zapisał drużynę pod swoim nazwiskiem, nadając dla każdej zmiany kolejny numer Karnazes 1, 2, 3, ..9. Kibice przyłączyli się z wpłatami, włączyli się w pomoc na trasie – każdy jak potrafił – słowem ogólne, pozytywne poruszenie. Kiedy zawody już trwały zaniepokojeni organizatorzy pytali czy to nie ten sam facet, który w drużynie Karnazes nie dał zmiany i ciągle biegnie. Tak, Karnazes przebieg całość samotnie, prowadził dodatkowo własną akcję, dzięki której uzbierano pieniądze na przeszczep dla dziecka. Innym razem za jednym pociągnięciem pokonał 560 km (<81 godzin) i tylko cel charytatywny motywował go, stawiając na nogi po każdym omdleniu. Totalny hardcore -:).

No dobrze, wracamy do klasycznych 42km. Po tylu odcinkach wiesz już czytelniku, jakie czasy są dobrymi wynikami, które zwykłymi, oraz w jakim czasie biega światowa elita. Wchodząc na zakładkę KONKURS (na naszej stronie) przeczytasz w jakim czasie może pobiec każdy z 7 naszych zawodników, są i typy ekspertów i opis przygotowań przy każdym nazwisku – zatem mamy komplet wiedzy, by móc przyrównać się do tych, którzy już to zrobili w Stanach Zjednoczonych.

Maraton przebiegli, w celach dobroczynnych :

Prezydent USA– George Bush >Junior<  (3:45’); Wice Prezydent USA Al Gore’a (4:58’); tenisistka Caroline Woźniacki , debiutując uzyskała (3:26’); hokeista NHL Mark Messier ukończył w czasie (4:46’) z problemami, ale zyskał wielkie uznanie –( jak znam życie to po prostu rzucił pawia… classic). Piosenkarka, zdobywczyni Grammy Alanis Morissette (4:28’), której partnerował w akcji zbierania pieniędzy, aktor Ed Norton (3:48’).

Pamela Anderson – 46 letnie wówczas modelka i aktorka, szykowała się do biegu pół roku, zaczęła od marszobiegów na 8km i pokonania wstrętu do tego rodzaju wysiłku. Podczas nowojorskiego maratonu (2013) towarzyszył jej od początku do końca brat. Czas (5:41’), delikatnie mówiąc nie jest wyśrubowany, ale daje w wielu maratonach klasyfikację ‘finisher’ – w Dębnie już nie. Dla samej Pameli było to wielkie przeżycie a pamiątkowy medal jest wyjątkową pamiątką.

W 2015 r. piosenkarka Alicia Keys,  na zaproszenie organizacji zbierającej pieniądze dla dzieci z Afryki zarażone HIV,  odpowiedziała: „helloooo! Nooo! LOL!”, a po chwili zamyślenia zgodziła się „to moje miejsce, coś muszę zrobić – dlaczego nie”. Uzyskała (5:50′) a za metą miała powiedzieć – „maraton to wielka rzecz – ale raz w życiu”.

Zapraszam kibiców do dopingowania, pomagania w naszej akcji i udziału w konkursie: wszystko znajdziecie tu: http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Tomek Tarnowski

foto tytułowe: Pamela Anderson – maraton Nowy York foto: / AP

 

marzy mi się, bym za metą chciała powtórzyć to doświadczenie jeszcze raz – Karolina Gorczyca

Wielkimi krokami zbliża się dzień, kiedy stanę na starcie 44. Maratonu w Dębnie.  To będzie mój debiut na dystansie 42 km. Udział w tym szalonym pomyśle zaproponował mi PKO Bank Polski oraz Zakon Maltański. Cel będzie szczytny, bo pobiegnę „dla tych, którzy marzą by chodzić“ – zbieramy pieniądze na obozy integracyjne dla niepełnosprawnej młodzieży.

Jako Ambasadorka Programu „PKO Biegajmy razem”, chętna by pomagać poprzez sportowe wyzwania, nie zastanawiałam się długo nad przyjęciem tej propozycji. W ten sposób mogę podzielić się moim dobrym zdrowiem z tymi, którym go brakuje.

w Warszawie są wyjątkowe miejsca do treningu – foto Karolina Gorczyca

Jestem aktorką i można powiedzieć, że mój zawód nie sprzyja regularnym treningom sportowym. Ponadto od sześciu lat jestem mamą, co również nie sprzyja systematycznym zajęciom. Mimo wszystko, od czterech lat amatorsko uprawiam triathlon, mam na koncie 3 starty w ½ Ironman Gdynia, jeden start w 5i50 Warszaw Triathlon na dystansie olimpijskim, jeden Susz Triathlon na dystansie sprint oraz kilkadziesiąt biegów na dystansie 5 i 10 km oraz półmaraton. W tym roku, również przygotowuję się do startów triathlonowych oraz biegów sponsorowanych przez PKO Bank Polski, które są zawsze bardzo dobrze zorganizowane, a to ma znaczenie dla biegaczy. Ta lista dokonań sportowych czyni mnie chyba jedyną aktorką w Polsce z takim dorobkiem sportowym, z czego jestem bardzo dumna -:).

Mówi się, że triathlon to mało kobieca dyscyplina, przeznaczona tylko dla wytrwałych i silnych mężczyzn. Jak widać jestem tego zaprzeczeniem, a ponieważ wytrwałości mi nie brakuje, a z siłą woli i motywacją nie mam większych problemów, stwierdziłam, że czas podjąć wyzwanie przebiegnięcia maratonu. Muszę zmienić nieco tryb moich treningów, wydłużyć dystanse, położyć większy nacisk na sam bieg, który jest dla mnie najtrudniejszą z triathlonowych dyscyplin.

2 kwietnia pobiegnę maraton. Na tym etapie jeszcze to do mnie nie dociera. Moja nieświadomość tego, czym tak naprawdę jest maraton daje mi spokój. Wolę nie nastawiać się na mega ból, jak zapowiadają moi znajomi, a jeśli faktycznie wiąże się to z bólem i wielką walką, to przekonam się o tym już na trasie. Niemniej jednak nastawiam się do tego pozytywnie, zwłaszcza że w moim przypadku chodzi o ukończenie w szczytnym celu, a każdy wynik i tak będzie rekordem życiowym -:). Marzy mi się, żeby przebiec metę i stwierdzić, że chciałabym powtórzyć to doświadczenie jeszcze raz.

Przyznam szczerze, że pora roku, krótki dzień, temperatury i poziom smogu w powietrzu nie pomagają mi w przygotowaniach. Staram się biegać trzy razy w tygodniu, z czego jeden trening jest dłuższym wybieganiem. Realizuję program POLAR Flow, który ustawia mi treningi biorąc pod uwagę wszystkie parametry dotychczas zrealizowanych treningów. Głównie pracuję nad wytrzymałością. Mój trener Ryszard Szul, twierdzi, że nie potrzebuję w każdym tygodniu pokonywać jednorazowo 30-kilometrów, żeby przebiec maraton. Najważniejsze w moim przypadku jest regularne bieganie, zbudowanie bazy, czyli własnej strefy komfortu, w której mogę biec ergonomicznie i dłuuugo. Do czasu maratonu planuję zrobić jeden długi, 30 kilometrowy trening, w ten sposób do końca tajemnicą pozostanie to co się dzieje na kolejnych 12km -:).

Ze względu na zobowiązania prywatne i zawodowe, choroby przebyte w grudniu (łączne 3 tygodnie przerwy od biegania), średnio w tygodniu, pokonywałam ok. 30 km. To pewnie mało dla tych, którzy planują łamanie 4:00, ale na moje możliwości oraz założenia powinno wystarczyć.

Często słyszę pytania jak znaleźć motywację gdy rozum mówi „nie“, a za oknem szaro i zimno?  Odpowiadam, że dobrze obrać sobie jakiś cel, do którego będzie się mogło dążyć. W przypadku tych, którzy już pokonali tę magiczną granicę między żmudnymi treningami a bieganiem dla satysfakcji i radości nie trzeba szukać motywacji. Oni wiedzą, że bez biegania nie da się już normalnie żyć. Ja też się o tym przekonałam. Bieganie jest wpisane w mój kalendarz na stałe. Bez względu na to, czy mam cel czy nie. Jeśli chcę się lepiej poczuć – biegam, pływam, jeżdżę na rowerze lub … tańczę.

Dobra forma fizyczna odpłaca dobrym zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Dlatego zachęcam do ruchu, a bieganie jest najprostsze do zorganizowania. Wytrwałość trzeba doskonalić, ona przydaje się w wielu dziedzinach życia zawodowego ale też prywatnego.

Jest wiele biegów, które z czystym sumieniem mogę polecić. Do moich ulubionych należy warszawska Triada Biegowa „Zabiegaj o pamięć“, czyli 27. Bieg Konstytucji 3 Maja, 27.Bieg Powstania Warszawskiego oraz 29.Bieg Niepodległości. Wszystkie są sponsorowane przez PKO Bank Polski oraz 4F, którego również jestem Ambasadorką. Te krótkie biegi mają w sobie niesamowity klimat, upamiętniają ważne wydarzenia historyczne i zrzeszają ogromną liczbę uczestników. Od trzech lat niezmiennie biorę w nich udział i planuję również w tym roku. Zapraszam serdecznie!

Trzymajcie kciuki za mój debiut na 42km i wspierajcie ten projekt. Przypominam o konkursie, w którym typujcie nasze wyniki w maratonie – ja też ufundowałam nagrodę… Pozdrowienia Karolina Gorczyca

http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/karolina-gorczyca/

 

 

Walentynki i uśmiech od Karoliny Gorczycy

długo borykałem się z dylematem, jakie ilustracje zamieścić w tym okolicznościowym wpisie – uważałem, że warto  pozostać w temacie naszej sportowej akcji. Wybór był trudny i byłem już blisko decyzji, by zdać się na losowanie. Ostatecznie zaważył fakt, że wśród nas jest tylko jedna kobieta … ufam, że koledzy mi wybaczą i zniosą sytuację po męsku.  -:)

Karolina Gorczyca – trening LA przebieżki – foto 4F
Karolina Gorczyca – trening LA – foto 4F

Wytypuj czas Karoliny w debiucie maratońskim i wygraj jedną z ponad 60 nagród, w tym zaproszenie od Karoliny Gorczycy na sztukę „Truciciel” do OFF Teatru w Warszawie, z jej udziałem!  http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/


Prawdopodobnie, Św. Walenty był biskupem Terni (aktualnie), znajdującej się 100 km od Rzymu. Ponoć był również lekarzem. Zmarł w Rzymie 14 lutego 269 lub rok później.

Pierwsza z legend opisuje konflikt Walentego z bardzo nieżyciowym, nowym prawem. Cesarz Klaudiusz II Got zakazał zawierania małżeństw przez mężczyzn w wieku od 18 do 37 lat, gdyż liczył na większe zainteresowanie służbą w armii. Biskup Walenty, zakaz ten omijał dając w ukryciu śluby młodym poborowym. Druga legenda mówi, że Walenty odsiadywał wyrok za pomoc udzielaną męczennikom i głosił Ewangelię swojemu strażnikowi, którego córka cudowanie odzyskała wzrok, i w której Walenty się zakochał. Te wydarzenia spowodowały, że cała rodzina strażnika przeszła na chrześcijaństwo. To rozwścieczyło cesarza, który skazał Walentego na śmierć. Przed własną egzekucją, przyszły święty, miał napisać list do ukochanej z podpisem: „Od Twojego Walentego”.

Tyle legend. Ekspansja Cesarstwa Rzymskiego zaprowadziła nową religię na Wyspy Brytyjskie, która zastępowała pogańskie święta chrześcijańskimi. W tym wypadku obrządek luperkaliów – święto (płodności) budzącej się wiosny, łączenia się zwierząt w pary, ale i ludzi szukających drugiej połowy  zostało zamienione na dzień Św. Walentego i z Brytanii rozprzestrzeniło się na cały świat.

Tomek Tarnowski

 

Profesor Ratkowski typuje czasy – oraz – wyzwanie Achillesa

Prezentujemy czasy  wskazane przez Profesora Wojciecha Ratkowskiego dla każdego z 7 biegaczy. Stali czytelnicy doskonale wiedzą kim jest Wojtek  (rekord życiowy w M 2:12:49], a jeśli nie, to krótki biogram znajduje się tu: http://maraton.zakonmaltanski.pl/start/wojciech-ratkowski/ .  Poza tym, Wojtek pomagał przygotować się fizycznie Markowi Kamińskiemu do wypraw na bieguny polarne, mnie podpowiadał, jak się nie zarżnąć podczas ekspresowych przygotowań do pełnego IronMana, dołączył na wiele tygodni do grupy wspierającej mecenasa Andrzeja Zwarę w przygotowaniach do ultramaratonu, teraz też jest dobrym duchem i opiekunem merytorycznym akcji.

Przemek Miarczyński chłonie biegową wiedzę od Wojtka Ratkowskiego – początki przygotowań do debiutu maratońskiego PONTA – listopad 2016

Typowanie czasów Wojtka: Jurek Skarżyński  [3:04:00 ] Karolina Gorczyca [4:12:00] Przemek Miarczyński  [3:15:00] Paweł Januszewski [4:15:00] Sebastian Chmara [4:20:00] Andrzej Zwara [4:12:00] Tomek Tarnowski  [3:15:00].

Mamy już bardzo dużo informacji potrzebnych do typowania czasów biegaczy, więc serdecznie zapraszam. Akcja jest charytatywna, Wasze darowizny powalają opłacić obozy tym, którzy marzą by chodzić – podopiecznym Zakonu Maltańskiego, osobom niepełnosprawnym.  Dzięki sponsorom Diverse, Ziaja, Sklep Biegacza, Karolinie Gorczycy i Jurkowi Skarżyńskiemu przygotowaliśmy ponad 60 nagród. W regulaminie konkursu jest tak, że w przyszłości można dokonać korekty zgłoszenia – to tak na wypadek gdyby coś szczególnego się wydarzyło … Powodzenia i dobrej zabawy -:).   http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Ostatnie informacje na temat przygotowań zawodników nie były zbyt optymistyczne, większość ekipy zaliczyła infekcje, co zdemolowało plany treningowe. Atmosfera, choć pielęgnowana korespondencyjnie stała się bardzo powściągliwa. Ale nic nie trwa wiecznie, choroby się kończą, wskakujemy w buty i ciśniemy  .. niestety w solidnym mrozie, więc trzeba ostrożnie. Właśnie chciałem zakończyć smutne tematy, ale ktoś mnie zapytał jak najszybciej pozbyć się bólu ścięgna Achillesa…

Mocne bieganie doprowadza do zużycia nie tylko odporności, ale i układu ruchowego. Nasze najsilniejsze ścięgno Achillesa, potrafiące wytrzymać obciążenie 1 tony, zbudowane jest z kolagenu, który pod wpływem biegania zużywa się.  Prawie codzienne bieganie powoduje, że czasu na odbudowę zużytej tkanki jest po prostu za mało. Możesz robić wcierki, okłady, jednak cudów nie ma, ten kolagen musi się odbudować. Oczywiście, im człowiek starszy, tym proces regeneracji przebiega wolniej. W poprzednich moich rozważaniach, przy akcji „Pomoc za ultramaraton”, napisałem, że syntezę kolagenu przyspiesza Wit C – więc pietruszka, kiszonki i inne, włączajcie do diety, nie tylko ze względu na budowanie odporności.

zima w sopockich lasach

Jednak co robić, jeśli twoje nogi są na prawdę w opłakanym stanie, nie pomaga samodzielne rozciąganie, mrożenie, rolowanie? Masz przewlekłe zapalenie ścięgna – uważaj – poszerzony, zaczerwieniony i bolesny Achilles może trzasnąć. Musisz iść do rehabilitanta, który ma doświadczenie.  Sam nigdy nie korzystałem, stąd za radą Kamila Cierniaka, poprosiłem Justynę Woźniak z Krakowa o kilka słów nt. dalszych możliwości skutecznego leczenia zapalenia ścięgna Achillesa u biegaczy.

Justyna Woźniak

Justyna: bywa tak, że ścięgno Achillesa jest bardzo oporne na leczenie, szczególnie kiedy uszkodzenie przybiera formę przewlekłą. Przez pierwsze kilka dni dominuje faza ostra, wtedy niezbędna jest przerwa w treningach oraz dodatkowo okłady chłodzące , które pomagają ugasić stan zapalny. Jednak nie zawsze udaje się pozbyć bólu. Rozpoczynamy wtedy dodatkowe leczenie w postaci masaży ścięgna, które w zależności od przypadku mogą przybierać formę masażu poprzecznego, rozcierania, przełamywania ścięgna. Skupiamy się nie tylko na samym ścięgnie, ale całej łydce w celu uelastycznienia mięśni, usprawnienia krążenia i odżywienia tkanek. Rehabilitacja dysponuje całą gama zabiegów fizykoterapeutycznych, które powinniśmy zastosować w formie serii około 10 zabiegów. W skład podstawowej fizykoterapii wchodzi elektroterapia, ultradźwięki, krioterapia, magnetoterapia, laser. Nowocześniejszą formą terapii jest leczenie laserem wysokoenergetycznym i fala uderzeniową, którą w przeciwieństwie do innych zabiegów nie stosujemy codziennie, ale co 5-7 dni w serii 4-6 zabiegów.

Justyna Woźniak – srebro na Mistrzostwach Polskich 2016 w DUATHLONIE – sprint kobiet

Więcej znajdziecie na stronie Justyny Woźniak, która jest również aktywna sportowo i doskonale zna problemy biegaczy. http://dotfizjo.pl/blog/czeste-problemy-wsrod-biegaczy-czyli-dolegliwosci-zwiazane-ze-sciegnem-achillesa/

W latach 2010-2015 studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim Collegium Medicum na kierunku fizjoterapii i w tym czasie zdobywała medale na Akademickich Mistrzostwach Polski na dystansach średnich 800 i 1500m. W zeszłym roku zdobyła srebrny medal na Mistrzostwach Polski w Duathlonie – Rawa Mazowiecka 2016, (bieg – rower – bieg) na dystansie sprinterskim.  Od 3 lat trenuje triathlon. Rekordy życiowe:  5km – 18:33, 10km- 40:20 półmaraton – 1:31:37.

PS – jutro krótki, walentynkowy  wpis i …. piękne zdjęcia – jakie ? – Sami zobaczycie

Tomek Tarnowski

w głowie pozostała chęć walki – Sebastian Chmara

Sebastian Chmara:  Zaczęło się całkiem niewinnie: najpierw Agnieszka Szymańska, później Paweł Januszewski zwrócili się do mnie z tym samym pytaniem – czy dołączysz do zespołu?  Czy przebiegniesz maraton?  Każdy dodawał, że cel jest wielki – BIEGNIEMY DLA TYCH, KTÓRZY MARZĄ BY CHODZIĆ.  Po tylu latach w sporcie, nieważne jak trudne byłoby wyzwanie, każdy sportowiec bez zastanowienia odpowie TAK. Ze mną inaczej nie było i już po chwili zostałem jednym z NICH – 2 kwietnia w Dębnie przebiegnę, a przynajmniej tak mi się wydaje, -:) maraton.

Większość moich znajomych powtarza, że skoro potrafiłem zdobyć mistrzostwo Świata, czy mistrzostwo Europy, zostać olimpijczykiem – to pokonanie dystansu maratońskiego nie powinno stanowić najmniejszego problemu. W pewnym momencie sam zacząłem w to wierzyć. Warto jednak podkreślić, że te tytuły, o których piszę, są już pełnoletnie -:), zatem to stara historia. Czas upływa, a w głowie w dalszym ciągu pozostała chęć walki i podejmowania wyzwań. Jednak „w praniu” niestety wszystko wygląda inaczej. Wieloboiści to z reguły mężczyźni o sporych rozmiarach, którzy szybko biegają, daleko i wysoko skaczą, nieźle rzucają, ale praktycznie wszyscy mają jedną słabość – nie są stworzeni do pokonywania dłuższych niż 400 m dystansów -:). Ze mną było podobnie – skok wzwyż, w dal, o tycze, bieg na 400m, czy pchnięcie kulą to niewątpliwie moje mocne strony. Z długimi biegami, jak każdy dziesięcioboista, miałem jednak problem. Co prawda, walcząc o tytuł mistrza świata w hali, pokonałem dystans 1000m w czasie nieco powyżej 2min i 37 sekund, ale do dziś nie wiem jak to zrobiłem? Wydaje mi się to absolutnie niewykonalne, choć niewątpliwie jest to dowód na to, że wola walki i wiara w sukces może zdziałać wszystko. Zatem, biorąc pod uwagę wszystkie te argumenty, z pokorą przystąpiłem do przygotowań. Jak na profesjonalistę -:) przystało, zacząłem od … planu treningowego. Przyjaciół, znajomych, specjalistów od długich dystansów wokół mnie nie brakuje. Niestety, ku mojej rozpaczy, żaden z nich nie powiedział, że można przygotować się do pokonania maratonu przez trzy miesiące trenując tylko raz w tygodniu. A przyznam się Wam szczerze, że tego oczekiwałem. Co więcej wszyscy jak jeden mąż mówili, że pracować należy minimum 4 razy w tygodniu, a spoglądając na mnie dodawali, że powinienem również schudnąć przynajmniej 10 kg (moja początkowa waga to 102 kg przy 194 cm wzrostu). Ta informacja mnie zabiła -:(  . Muszę ważyć tyle samo, co w trakcie kariery sportowej, a to już łatwe nie będzie – trudno mi uwierzyć, że ponownie mogę wyglądać TAK -:).

Sebastian Chmara 110 m ppł – do 10cioboju lekkoatletycznego

Co zrobić, tak jak wcześniej pisałem, sportowcy zawsze podejmują wyzwanie, więc i ja podjąłem. Plan napisał mi Arkadiusz Cyganek, wielki pasjonat biegania i jeden z organizatorów PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego. Zadajcie sobie pewnie pytanie, dlaczego Arek? Skoro wokół mnie są takie autorytety, jak Marian Nowakowski – trener Katarzyny Kowalskiej, rekordzistki Polski w półmaratonie i olimpijki, czy Jurek Skarżyński, którego już znacie, bo jest w naszym Projekcie. Otóż Arek potraktował mnie zwyczajnie, jak amatora i wiedział, że do ponad stukilogramowego faceta, który pracował nad szybkością, siłą i biegał nie więcej niż 5 do 7 km należy podejść ze spokojem i zrozumieniem -:). Na mojej skrzynce mailowej już 11 grudnia pojawiła się rozpiska uwzględniająca 4 treningi w tygodniu: miałem zacząć już następnego dnia ciągłym biegiem na dystansie 8 km. Pomyślałem, że czasu jest sporo, zatem nie nazajutrz, ale po kilku dniach rozpocząłem trening i zamiast 8 kilometrów, pokonałem nawet 10, w czasie … i tu pozwólcie, że przemilczę, bo jak spojrzałem na zegarek to się załamałem. Po biegu sapałem jak parowóz, bolały mnie nogi, właściwie wszystko mnie bolało. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem mogłaby być awaria mojego Garmina, choć każdy biegacz wie, że te sprzęty nie zawodzą -:). Siedząc tego samego dnia przy herbacie, doszedłem do wniosku, że tym razem zadanie będzie ekstremalnie trudne. Wiedząc, że do startu pozostało ponad trzy miesiące, pocieszałem się, że wszystko się ułoży. Tymczasem następnego dnia, ciężko oddychając poczułem się słabo, kolejnego dnia przyszła gorączka, a po kolejnych dwóch wylądowałem w łóżku. Kaszel, łamanie w kościach, to elementy, które w grudniu i styczniu towarzyszyły pewnie nie tylko mi, chorowali właściwie wszyscy moi najbliżsi. Na początku stycznia byłem już mocno zaniepokojony, bo trenowałem niewiele, przebiegając przez trzy tygodnie zaledwie 25 km. Do stałych treningów wróciłem 10 stycznia i to, co wskazywał Garmin było zatrważające. Męczyło mnie również to, co pokazywała moja waga łazienkowa, niestety tym razem wiedziałem, że oba sprzęty (zegarek i waga) równolegle popsuć się nie mogły -:).  Komunikat był prosty: jestem słaby i gruby, a na 2,5 miesiąca przed startem w maratonie, nie są to dane optymistyczne.  Sport nauczył mnie wiele. Po pierwsze niczego nie wolno przyśpieszać i w nienaturalny sposób nadrabiać. Po drugie nikt terminu zawodów nie przełoży, zatem trzeba wykorzystać każdy dzień, który pozostał i wierzyć że się uda, bo wiara potrafi zdziałać cuda -:).  A więc wierząc w sukces od kilku tygodni realizuje plan i jestem przekonany, że cel zrealizuję. W ostatnich tygodniach systematycznie zwiększałem kilometraż, a w sobotę (4.02) po raz pierwszy przebiegłem 20 km. O czas nie pytajcie, bo w moim przypadku raczej nie o czas chodzi, a o pokonanie dystansu -:). Na koniec nie wyglądałem najgorzej, choć jak pomyślałem, że będę musiał pokonać ponad dwa razy dłuższy dystans i to znacznie szybciej to znów dopadł mnie smutek.

Sebastian Chmara – Zalew Koronowski

Niezależnie od wszystkiego, spotkałem się z łabędziami na tafli zamarzniętego Zalewu Koronowskiego licząc na to, że dodadzą mi skrzydeł -:). Trzymajcie za mnie kciuki i razem wspierajmy tych, którzy tego wsparcia potrzebują. BIEGNĘ DLA TYCH, KTÓRZY MARZĄ BY CHODZIĆ – DOŁĄCZ DO NAS! Sebastian Chmara.

 

Zima zbiera żniwo

Jak zima jest trudnym okresem do przygotowań mógłbym opowiadać długo. W tym okresie profesjonalni maratończycy wyjeżdżają w inne strefy klimatyczne. Aktualnie, jeden z najlepszych polskich maratończyków – Yared Shegumo (2:10:34) – jest na obozie w Etiopii, z resztą nie tylko on. Sprawą oczywistą jest krótki dzień. W grudniu i styczniu niektórzy z nas kończyli trening praktycznie tuż po wschodzie słońca, a inni, po południu, biegali z czołówką na głowie.

Wschód słońca nad Gdańskiem widziany przez zatokę z Sopotu

Przy ujemnych temperaturach, gdy zaczynamy biec szybko (w drugim zakresie = WB2 – tj. pow. 75% HR max, lub nawet WB3 – pow. 85% HR max – heart rate), wówczas wentylacja nosem nie wystarcza, ciągniesz całym miechem lodowate powietrze prosto do płuc. O smogu wiele się mówi, wiec trudno temat pominąć, tym bardziej, że jest to wielkie zagrożenia dla aktywnych na powietrzu, a im niższa temperatura tym naród spala więcej wszystkiego. (*) – kilka zdań na ten temat przerzucam na koniec.

Idziesz do pracy, a tam raczej grypowo, towarzystwo na specyfikach przychodzi do roboty rozsiewając zarazki.  Ty, w trzecim miesiącu intensywnego biegania, jesteś zdrów jak byk, odtłuszczony, w lekko już niedopasowanej marynarce, i … z mniejszą odpornością. Z tego co się dowiadywałem, to prawie każdy z nas pauzował. PONT w grudniu, ze względu na podróże i częstą zmianę klimatu (pisaliśmy o tym 27 grudnia), Sebastian chorował na przełomie roku, na samym początku przygotowań, Jurek w styczniu wsparł się jakimś antybiotykiem, Karolina regularnie czeka co córka ‘przyniesie’ z przedszkola, ja walczę z wirusem teraz. Paweł i Andrzej te ryzyka mają cały czas przed sobą.

W takim stanie pozostaje tylko dbać o budowanie odporności i zachowanie higieny. Co do pierwszego, to zdecydowanie polecam kiszonki bogate w Wit C, kolorowe warzywa, cebulę, owoce i sugeruję wyrzuć cukier, który pasie grzyby i bakterie, jednocześnie daje złudne poczucie sytości. Wiesz o czym piszę – drożdżówka, batonik w międzyczasie, deserek, bo zasłużyłem … ect. Achaa! -:) Ty nie biegniesz? OK – ale kibicujesz i tak myślę, że kibice mogą dołączyć do nas, choćby w takim zakresie, że odpuszczają na chwilę szkodliwe przyjemności. Piszę serio, z resztą zgodnie z zapowiedzią, że jest to prawdziwa opowieść, która wymaga poświęcenia.  Uczestnicy nie mają tylko przebiec 42km, przechodzą trud kilku miesięcy przygotowań fizycznych, które wymagają również wyrzeczeń – bo jak później mamy spojrzeć w oczy Kamilowi Cierniakowi, czy Agnieszce Bal? Przyjechać do Dębna i pobiec, tak „z bomby”, najbardziej prestiżowe 42km w Polsce … – byłoby głupio, po co w ogóle? Kiedy szykowaliśmy się z mecenasem Andrzejem Zwarą do biegu ultra, wchodziliśmy na coraz wyższe poziomy intensywności przygotowań. Wbrew obawom, ciężki trening zmieścił się w ciasno upakowanym życiu Prezesa Adwokatury Polskiej. Powoli, wraz odejściem karnawału odpuściliśmy wszelkie słodycze, ulubione wino ..oraz pochodne, a w Wielkim Poście Andrzej skreślił kawę i przekleństwa – mnie nie udało się dotrzymać kroku mecenasowi.

Tak mniej więcej wygląda filozofia wyzwania:  biegnę dla tych, którzy marzą by chodzić. I tylko w takim świetle mam śmiałość pisać to wszystko, angażować wybitnych ludzi, a Was prosić o wsparcie tego projektu na rzecz osób, które często nie mają możliwości, by powiedzieć słowo czy napisać kilka zdań. Trwają każdego dnia czekając w nadziei, że coś się poprawi. Zapraszam, możesz ufundować 1-2, a może więcej dni na obozie integracyjnym niepełnosprawnej osoby, której nie stać na żadne wakacje i rozrywki. Możesz zamienić 40 drożdżówek, czy kolejną butelkę dobrego wina w uśmiech nieznajomej osoby .. (no może dwie butelki-:)

http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Tomek Tarnowski

(*)  Wbiegając alejką nadmorską do Gdańska Brzeźna zaczynam niemalże rozpoznawać, po kolorze i fetorze dymu z nadmorskich domków, czy mieszkańcy mieli bio-eco-jogurt na śniadanie, a może wieczorem była bio-cola – gnojki ordynarnie palą plastikiem i nie tylko!  Pomimo, że słyszeli o problemie, to wolą udawać, że nie. Ich świadomość jest ograniczona do prywatnej, jednoosobowej ekonomi. Tych smogo – terrorystów nie interesuje nawet rodzina, bo gdy ich dzieci zachorują, to wydatki po tysiąckroć przekroczą jakiekolwiek oszczędności. Plastik wytwarzany jest z ropy naftowej, ale swoją twardość lub elastyczność zawdzięcza chemicznym domieszkom, tak powstają torebki sklepowe, ale i  zderzaki samochodowe, czy buty narciarskie. Zróżnicowanie tworzyw sztucznych jest ogromna, ale podobna i bardzo wysoka jest wartość energetyczna – ok. 38-40 MJ/kg, która porównywalna jest z olejem opałowym (40-42), zdecydowanie wyższa od brykietów węgla brunatnego (20-23), czy drewna opałowego (14). To, że się dobrze pali, ludziska wiedzą, ale tu zainteresowanie się kończy, a przecież w ich domowym piecu jest zbyt niska temperatura i spalenie tworzyw sztucznych jest niepełne w porównaniu do tego co się odbywa w nowoczesnych spalarniach, no i w kominie nie ma filtra. Zatem te domowe fabryki trucizny emitują w ich najbliższym otoczeniu najgorsze z toksyn, jak zabójcze dioksyny, czy związki WWA o silnych właściwościach rakotwórczych, także tlenek węgla, ale ten zabija szybko. Przy okazji powstałe drobne pyłki (ten widoczny smog na gaziku) to zawiesina mikroskopijnych cząstek, które są nośnikami metali ciężkich. To te pierwiastki są konieczną domieszką, która powoduje, że np. but narciarski jest wytrzymały i zarazem elastyczny na mrozie, a zderzak w aucie lepszy od blachy. Cóż, taka ekonomia, pozwala zaoszczędzić trochę pieniędzy tu i teraz, ale w średnim czasie marnuje zdrowie wielu ludzi. Mijam jak najszybciej tę trującą strefę, życząc mieszkańcom rozumu, a równolegle mam przekonanie, że wszyscy ci truciciele życzyli sobie na nowy rok, bezcennego zdrowia.