Na tydzień przed docelowym startem w Dębnie postanowiłem w ramach ostatnich przygotowań wystartować w jubileuszowym bo 10-tym PKO Poznań Półmaratonie.
Większość biegowych specjalistów raczej odradza start w półmaratonie na tydzień przed maratonem. Postanowiłem jednak złamać tę zasadę z uwagi na 2 czynniki. Po pierwsze, start miał dla mnie charakter wyłącznie treningowy. Od początku do końca biegłem z góry ustalonym tempem, nie siląc się na walkę o wynik. Po drugie, zaważyła znana mi z poprzednich lat atmosfera biegu i po raz kolejny nie mogłem oprzeć się urokowi miasta Poznań :).
W niedzielę rano 26 marca biegacze tłumnie pojawili się na poznańskich ulicach. W sumie wystartowało ponad 10 tysięcy osób. Podobnie jak w poprzednich edycjach biegu miasteczko biegowe (m. in. odbiór pakietów startowych, depozyty, prysznice, pasta party, cykl wykładów) zlokalizowane było na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Zmodyfikowana trasa półmaratonu z pewnością sprzyjała biciu rekordów życiowych z uwagi na długie i szerokie proste. Na całej długości trasy był tylko jeden niewielki podbieg.
W mojej ocenie na szczególne wyróżnienie zasługuje jednak organizacja finiszu biegu. Zwodnicy kończący bieg kierowani byli do jednej z hal Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie finiszowali przy wyjątkowo spektakularnych światłach oraz dźwiękach muzyki. Efekt zapierał dech w piersiach, a na plecach można było poczuć gęsią skórkę :).
Ponieważ weekend w Poznaniu był wyjątkowo wiosenny, po biegu można było skorzystać z uroków słonecznej pogody wypoczywając wokół poznańskiej Malty.
Z uwagi na miłe wspomnienia bardzo prawdopodobne, że również w przyszłym roku ulegnę urokowi poznańskiego półmaratonu :).
Karol Pisarewicz