Przygotowania do startu w maratonie mam już niemalże za sobą :). Bez wątpienia był to okres wzmożonej pracy, w moim przypadku głównie nad wytrzymałością biegową, jak i czas pełen przygód :). W pierwszym tygodniu marca miałam bowiem przyjemność ukończyć swój pierwszy w życiu maraton i to w jakże egzotycznej scenerii – wśród palm, migdałowców, drzew cytrusowych, opuncji i dużej ilości kwitnących kwiatów, wypełniających o tej porze wyspę Maltę – bo właśnie tam zorganizowany był bieg.
Był to jeden z tych startów, w trakcie którego nie kontroluje się czasu, nie rozlicza tempa, nie analizuje ilości przebiegniętych kilometrów, tylko podziwia i napawa się pięknem natury. Nie martwiłam się o motywację, bo nogi same chciały mnie nieść, bez zbędnego przekonywania czy namawiania do pracy ;). No i w ten właśnie sposób „zaliczyłam” ostatnie długie wybieganie przed Dębnem -:). Wyprawa na Maltę i udział w organizowanym tam maratonie, także wymagał ode mnie właściwego przygotowania. Najważniejszymi punktami mojego dość chaotycznego planu treningowego, bardzo często przeplatanego treningami ogólnorozwojowymi (które w moim przypadku stanowią bazę) była weekendowa seria dwóch półmaratonów, którą zaplanowałam na cztery tygodnie przed Maltą oraz umiarkowany trening na dystansie 39 kilometrów na trzy tygodnie przed wymarzaną eskapadą. No i nadszedł ten wyczekiwany moment -:). Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden i ……. ruszyłam niesiona falą entuzjazmu, który udzielał się również innym Biegaczom. Był to bieg, w którym nic nie przeszkadzało, ani prażące słońce, podbiegi (momentami dające popalić mięśniom), ani ruch uliczny, który jedynie częściowo był dla nas ograniczony, ani nawet fakt, że smak pomarańczy miałam przyjemność poczuć dopiero na około 37 km -:).
To niesamowite wydarzenie mam już za sobą i szkoda, ale wspomnienia zostają, tak jak pewnie z każdej trasy, bo każda jest na swój sposób wyjątkowa. Tak jak wyjątkowa była trasa półmaratonu w Poznaniu :), którą w minioną niedzielę (26.03.2017r.) po raz kolejny udało mi się przebiec. No i tutaj absolutnie nie będę obiektywna (nie mogę być jako mieszkanka tego miasta ;)) i bez najmniejszej wątpliwości napiszę, że był to cudowny czas. Doping niezastąpionych kibiców, uśmiechnięte twarze znajomych biegaczy, mnóstwo ciepłych słów i cel, szczytny cel, który był motywacją do walki, do podjęcia wyzwania, dla wielu do przełamania strachu (przed tym bądź co bądź przyjaznym dystansem ;)), do spróbowania i w efekcie ukończenia, bo ta myśl w głowie nie pozwalała się zatrzymać -:).
Maraton w Dębnie będzie kolejną okazją do sprawdzenia siebie, własnych możliwości, a może nawet spełnienia marzeń ;). Tego Wam wszystkim drodzy Biegacze i nie tylko szczerzę życzę. Do zobaczenia! Kasia