To, że prof. Wojciech Ratkowski w badaniach nad wytrzymałością organizmu korzysta się z ultra maratończyków jest oczywiste, ich organizmy to najlepszy poligon doświadczalny. Jednak teza, że witamina D ma bezpośredni wpływ na wytrzymałość jest dla mnie nową (wpis z 1 grudnia 16) – czekamy na wyniki.
To, że nasz kościec buduje również wapń (Ca) wiemy raczej wszyscy, a to, że ten pierwiastek ma znaczenie np. w pracy serca, kurczeniu się mięśni, regeneracji komórek, krzepnięciu krwi, jest potrzebny w układzie odpornościowym, już wie mniejszość, zatem wystarczy zapamiętać, że calcium jest bardzo ważne w wielu procesach życiowych i powinno występować w odpowiednim stężeniu.
Za poziom wapnia odpowiada właśnie witamina D, której Polacy, w około 90% populacji, mają niedobór! Występuje u nas jak i u innych zwierząt lądowych w postaci nieaktywnej a staje się aktywnym hormonem przez pobudzenie promieniami UV – czyli na słońcu. A co jeśli słońca nie ma? Co z głębinami oceanicznymi, ciemną Skandynawią, piękną acz mglistą Polską, co ze szczelnym opierzeniem ptaków? Potwory żyjące w ciemnych głębinach oceanicznych zjadają tych co pływają w zasięgu słońca i mają w sobie Wit D, tłusta wydzielina uelastyczniająca pióra ptaków produkuje Wit D a jest przenoszona do wewnątrz podczas pielęgnacji piór dziobem. Z nami jest podobnie, pozyskujemy drogocenną witaminę z jedzeniem najlepiej morskich ryb oraz syntetyzujemy ten specyfik, w skórze wystawionej na słońce.
Historia walki o odpowiedni poziom Wit D jest ciekawa i pouczająca. Gdy zrzuciliśmy futro 2-3 mln lat temu i zaczęliśmy opuszczać bezpieczne lasy ruszając na podbój świata, naszym niewidzialnym zagrożeniem było promieniowanie UV. Ten problem rozwiązaliśmy sprawnie, skóra stała się czarna a przefiltrowany UV nie zabijał, lecz stymulował produkcję Wit D, a poza tym trzymaliśmy się blisko zbiorników morskich, słonych jezior, bogatych w pokarm zwierzęcy obfitujący w Wit D – czyli wszystko pod kontrolą. Jednak gdy ruszyliśmy na północ pojawiły się kłopoty, słońca było coraz mniej, a morskie pożywienie zniknęło z karty menu. Znowu ewolucja pokombinowała i rozjaśniła skórę, zmniejszając naturalny filtr – im dalej na północ tym jaśniejsza karnacja. Zapytasz o Eskimosów? OK., ale zauważ, że na ich karcie menu jest napis don’t need sunlight. Czyli kolejny problem rozwiązany? Chwilowo, gdyż właśnie teraz wchodzimy, ewolucyjnym tempem, w bieżący okres i zaczynają się kolejne problemy. 10 000 lat temu staliśmy się rolnikami i mocno zubożyliśmy dietę. Monotonne mączne, ryżowe jedzenie, ciemne, zagęszczone osady mieszkalne w mglistym klimacie zaczęły zbierać żniwo. Pojawiły się rozmaite choroby, ale .. trzymajmy się Wit D – zaobserwowaliśmy krzywicę, jako widoczny dowód niedoboru hormonu regulującego poziom wapnia.
Pomimo odkrycia Wit D w połowie XVII wieku nie powiązano jej z działaniem słońca. Dopiero polski lekarz, Jędrzej Śniadecki, obserwując fatalne warunki życia ludzi przemysłowych i zadymionych miast, dostrzegł związek słońca z witaminą (1822 r.) Jednak trzeba było czekać kolejne 100 lat na rozpoczęcie regularnej walki z krzywicą poprzez suplementowanie i aż do 1980 r. na pełną analizę słonecznej syntezy. Wydawałoby się, że mamy spokój, ale na scenę wkroczyły kremy UV, które zatrzymują niebezpieczne a zarazem bezcenne promieniowanie UV nawet w 98%!
Jeśli dobrnąłeś Czytelniku do tego miejsca – gratuluję – to znaczy, że masz już potrzebną wiedzę i dasz szansę słońcu, by wykonało swoją pracę – wystarczy 15 minut ekspozycji w bikini i potem nakładamy krem. Zapytasz jak sobie radzić zimą w zadymionym Krakowie? Cóż, jest kłopot, nie zjesz 20 żółtek dziennie, pół kilo wątróbki, dwóch węgorzy, czy łososi, a tran nie należy do Twoich preferowanych przekąsek, jeśli jesteś wegetarianką/ninem to pieczarki też nie podołają, ale są to naturalne, zewnętrzne źródła Wit D, które jednak nie mogą konkurować ze słońcem. Skandynawowie, korzystają z kwarcówek, pigułek oraz systemu socjalnego, który wysyła w zimie pracowników na spotkanie ze słońcem.
Tomek Tarnowski