Archiwa tagu: Wojtek Ratkowski

MARATON nie wybacza

[foto: Ania Tarnowska]

Piękno maratonu polega na tym, że jest cholernie prawdziwy. Wśród otaczającego nas plastikowego świata przeżywanie ogromnego wysiłku jest cennym doświadczeniem. Coś w człowieku się zmienia.

W piękny sobotni dzień jechaliśmy samochodami do Dębna – jedni 5 inni 6 godzin, co nie jest najlepszym rozwiązaniem na dzień przed startem. Nastroje u podróżujących zmieniały się wraz z pojawiającymi się, coraz bardziej wiarygodnymi, informacjami meteo. Kibice z radością oczekiwali słońca i wysokiej temperatury (20st.C), biegacze wręcz odwrotnie, tylko zapowiadany wiatr martwił nas zgodnie.   W samym Dębnie drużyna PKO Biegajmy razem zabrała nas na wspólny posiłek, podczas którego ustaliliśmy strategię biegu w naszych strefach czasowych. Tam dowiedzieliśmy się od Jurka Skarżyńskiego, że ze względu na nie wyleczoną chorobę musi zmienić plan – nie jest w stanie przebiec 42km w sensownym tempie, i że nawet już nie chodzi o zmierzenie się z barierą 3godzin, o której nieśmiało rozmawialiśmy na przełomie roku. To bolesne, gdyż Jurek harował przez kilka miesięcy, poza tym,  ta akcja miała w nazwie hasło – POWRÓT MISTRZA. Cóż, zdrowie jest ważniejsze.  Przebudowaliśmy konstrukcję w ten sposób, że Jurek miał pobiec połówkę maratonu jako suport dla Przemka Miarczyńskiego, a na drugą część miał wejść Wojtek Ratkowski. Łza się w oku kręci ze wzruszenia, kiedy widzisz, jak wielcy mistrzowie maratonu, jeden chory, a drugi w ogóle nie zakładał, że będzie biegł,  chcą aby nasza AKCJA miała godny finał. Obaj przyjaciele pobiegli na raty, ale do końca.

rozgrzewka przed maratonem

Jurek poprowadził rozgrzewkę naszej grupy i stanęliśmy na starcie. Niebo było czyste, a temperatura rosła.

Ufam, że relacje indywidualne naszych bohaterów wkrótce się pojawią, tu podsumuję całość ogólnie i podam wyniki.

STREFA czasowa 3:15

Przemek Miarczyński ruszył z Jurkiem i Ryśkiem Brożyną a wokół nich szybko uformowała się grupa entuzjastów, widząc  KTO  biegnie ! – legenda polskich maratonów i światowego windsurfingu. Móc biec w takim towarzystwie to marzenie każdego kto planował czas 3h15min.

Jurek Skarżyński prowadzi grupę na 3:15 – po jego prawej PONT

Do tego Jurek zajmował towarzystwo historiami biegowymi, utrzymując równe tempo 4’35”/1km. Rysiek, czując przypływ mocy pobiegł niezależnie i osiągnął znakomity wynik 3:09 zajmując 3 miejsce w kat >50lat. Po połówce dystansu Wojtek zastąpił Jurka i prowadził PONTA, robiło się coraz cieplej i wietrzniej, tempo minimalnie spadało, ale plan 3:15 był tylko lekko zagrożony. Opóźnienie miało zostać nadrobione na ostatnich 2km finiszu. W końcu pojawiła się ‘ściana’. Wyrosła na ostatnim kilometrze, bez żadnego respektu, tak jakby chciała sprowadzić 4 – krotnego olimpijczyka na kolana i to przed wiwatującą publicznością, upokorzyć na środku wielkiej sceny. Zrobiło się źle, utrzymywanie tempa w takim momencie może się różnie zakończyć, zwolnili, pojawiły się skurcze, PONT zaczął przeżywać dramat.

Miarczyński, Ratkowski, Skarzyński wpadają na metę

Na ostatnie 300m dołączył ponownie Jurek, tak by wspólnie i symbolicznie wbiec na metę, to miał być deser, pokaz MISTRZÓW, tylko że PONT czuł się jak po ciężkim nokaucie, parł jak w malignie, bez świadomości, że komentatorzy entuzjastycznie skandują jego nazwisko i dwóch wielkich polskich maratończyków.

3:21:13  w tych warunkach pogodowych, dla debiutanta, po czwartkowej, całodziennej podróży z Hiszpanii i sobotnich 6 godzinach kierowania samochodem, spokojnie można uznać za dobry wynik. Wiem, że sportowa dusza Przemka inaczej to odbiera. Wiem, jednocześnie, że jest szczęśliwy i pewnie lekko zdumiony, jak bardzo maraton może zaskakiwać.

STREFA czasowa 3:30

(Tomek Tarnowski) Ruszyliśmy równo trzymając tempo 4min50s/1km. Od początku nie czułem świeżości, ale też jej nie szukałem – po podróży, krótkim śnie i przy obowiązkach organizatora nogi miałem drewniane do 15km. Szybko zrozumiałem, że Roman Drgas z PKO Biegajmy razem – dyrektor „detalu” w Poznaniu i szef naszej grupy czasowej będzie za mnie myślał.

Kasia i Piotr na przodzie, Roman po zewnętrznej, mogę zamknąć oczy

Jego doświadczenie, ale i umiejętności czucia mojego stanu, były zdumiewające. Prowadził jak zaprogramowany. W pewnym momencie doszliśmy grupę Roberta Korzeniowskiego. Czterokrotny złoty medalista olimpijski zaganiał swoich przyjaciół dowcipną opowieścią, ale również twardą ręką. Znajdował czas dla wszystkich wokół, animował, podbiegał do stojących grup kibiców, był jak Wielki Mistrz, który potrafi być kolegą …  a wszystko w tempie – dla mnie granicznym. Miło był biec w jego towarzystwie.

18km koło Roberta Korzeniowskiego – to spora satysfakcja

Ściana wyrosła przede mną na 38km, nie jakaś wielka, ale  znałem już to złowróżbne uczucie, po którym, jeśli zaczynasz negocjować z samym sobą siłowo, zawsze tracisz. Choć duma jest urażona trzeba uszanować sygnały, zwolnić, spokornieć, bez żalenia się. Przebijałem się przez nią przez jakieś 500m, czyli szybko, a gdy puściła, Roman ocenił straty i zadecydował, że 3:25 odpuszczamy. 3:27:37 jest moim nowym rekordem życiowym – bardzo dziękuję za pomoc całej drużynie.

STREFA czasowa 3:45

Agnieszka i Adam Szymańscy

Tu relacje mam od Adama Szymańskiego.  Dość szybo zorientowali się z Agnieszką, że kończenie maratonu nie jest dobrym pomysłem. 42km to ogromne obciążenie organizmu, a umiejętność podjęcia trudnej decyzji o nie kontynuowaniu jest tak samo ważna jak umiejętność pokonywania „ściany”. Jurek Skarżyński podjął decyzję przed startem, chciał znaleźć inne ciekawe rozwiązanie dla wielkiego finału naszej AKCJI.  Agnieszka podjęła próbę walki i na 21km zeszła. Bolało i ciało i psycha, ale maratonu nie da się uprosić, jest nieubłagany.

STREFA czasowa 4:15

Mecenas Andrzej Zwara

Tu się działo!   Mecenas Andrzej Zwara nie zdecydował się z kim ostatecznie biegnie, ponoć przyspieszał, zwalniał, ewidentnie wpływ na to miały przygody Karoliny Gorczycy, z którą ruszył na początku. Dość powiedzieć, że Andrzej sam wpadł na metę z czasem 4:20:35.  Czekamy na jego barwną relację -:).

grupa Karoliny Gorczycy – na trasie

Karolinę Gorczycę zobaczyłem już za metą. Jej stan mówił więcej niż słowa. Wyglądała tak jakby uchodziła z jakiejś ciężkiej opresji, po drodze spotkała watahę wilków, a szukając pomocy natrafiła na pijanych i półdzikich ludzi z lasu. Jej wielkie, piękne oczy wyrażały tylko ból. Cóż, ten dzień po raz kolejny potwierdził, że warunki są trudne. Wysoka temperatura i wiatr, który kręcił nie pozwalały debiutantom na realizowanie swoich marzeń i planów. Zapewne Karolina powinna była zejść z 10 razy, ale nie … mimo oddania 4:15, 4:30, zawzięła się i chciał ukończyć bez względu na wynik, który nie był jej celem – 4:33:13 . Zrobiła do dla innych, którzy gdzieś w zaciszu swoich mieszkań, mają tylko jedno marzenie, by choć przez chwilkę móc tak jak Ty… chodzić.

Karolina dała z siebie wszystko

STREFA czasowa 4:30

Sebastian i Paweł na starcie – wprowadzali dobry nastrój od samego początku – foto maratonypolskie.pl

Nazwiska Sebastiana Chmary i Pawła Januszewskiego były chyba wymawiane przez komentatorów najczęściej, co nie jest to dziwne, obaj są doskonale znani w świecie lekkoatletycznym, poza tym najdłużej pozostawali na trasie -:), jakby kurtuazyjnie puszczając innych przodem.

Ktoś powiedział, że Sebastian już od połowy nie ma się najlepiej i wszystko go boli. Byłem na mecie kiedy wbiegał .. zmęczony jak cholera – 4:28:03 oznacza, że chciał powalczyć na finiszu. 100m przed końcem pamiętał, by pozbierać całą grupę, chwycić za ręce i wspólnie zakończyć ten bój.

Sebastian tuż przed metą

Wpadł mi w ramiona i zawisł całym, blisko 100kg ciałem, to tyle co razem ważyło dwóch zwycięzców maratonu w Dębnie -:). Trzej pierwsi to Kenijczycy z czasami: 2:16, 2:17 i 2:18. Tacy jak Sebastian nie powinni biegać maratonów, a jeśli biegają to w szczytnym celu – wielkie dzięki!

Paweł Januszewski – UWOLNIENIE

5 minut później, z czasem 4:32:51, dołączył do nas Paweł Januszewski. 9 sek. później byłyby planowane 4:33 – a te dwie 3ki to z okazji 55 urodzin Programu 3go Polskiego Radia. Jak było na trasie ? Nie wiem, ale się domyślam– to zdjęcie mówi wszystko. I chyba możemy je zatytułować tak – UWOLNIENIE.

MARATON nie wybacza, jest prawdziwy, surowy jak życie. Nasze marzenia nie zawsze muszą się spełnić abyśmy byli szczęśliwi. Czasem, Ci którzy – tylko w pewnym sensie ‘przegrali’, albo też nie wygrali  – dostarczają nam nieprawdopodobnych emocji. Nasi bohaterowie stoczyli walkę w szczytnym celu, i to jest najpiękniejsze. Ufam, że teraz, w pełni wyświetla się nasza opowieść. Zrobiliśmy bardzo dużo, by zwrócić uwagę na potrzeby osób niepełnosprawnych, podopiecznych Zakonu Maltańskiego .Nadal liczymy na wrażliwość kibiców – ten ważniejszy finisz AKCJI jest jeszcze przed nami.  Bardzo dziękuję – Tomek Tarnowski

Fundacja Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie „Pomoc Maltańska”.
Nr rachunku bankowego: PKO BP S.A. 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512
z dopiskiem „darowizna Maraton 2017”

z zagranicy PL 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512

Przekaż 1%  KRS 0000174988


Wszystkie wyniki http://live.domtel-sport.pl/wyniki/

W Zakonie Maltańskim EKSTREMALNIE pobiegli także: Maciek Wasilewko 3:35:40, który zaczynał pracę o 7 rano, a trenował wieczorami, w ten sposób praktycznie przez 3 zimowe miesiące nie widział jasnego nieba inaczej niż przez okno. Kasia Dordzik 3:42:13, która miesiąc wcześniej stanęła na podium ultra trial Trójmiasto tj. terenowego biegu na 65km z 1500m przewyższeń. Zadebiutowały moje bratanice, Zosia Tarnowska 4:20:04 oraz Majka 4:27:20. Obie z pewnością uskrzydliło zwycięstwo brata w Międzynarodowych Mistrzostwach Hiszpanii. Paweł Tarnowski i Zosia Klepacka potwierdzili 1 kwietnia dominację polskiego windsurfingu.

Typujemy wyniki 7 zawodników w maratonie

Czas najwyższy przesłać Wasze zakłady -:). Sam próbowałem oszacować swój wynik i okazuje się, że na początku, w listopadzie  kierowałem się marzeniem, w styczniu zaliczyłem kilka mocnych treningów i marzenie przekształciło się w oczekiwanie, chwilę potem byłem przeziębiony i stan ducha zmienił się diametralnie. I tak to jest z każdym z nas. Po raz drugi zapytałem zawodników w jakim stanie zdrowia się znajdują i jak trenowali na początku marca.

Jurek Skarżyński  wlecze jakąś infekcję i nie realizował w pełni swojego planu. Z tego co widać sporo podróżuje zawodowo, był w Gdyni na półmaratonie (19.03), będzie w Poznaniu (25.03) – to z pewnością nie ułatwia.

Karolina Gorczyca tygodniowo pokonywała biegiem 35km, nie miała kontuzji a infekcje zimowe są już za nią. Tak pisze na 3 tygodnie przed maratonem:

Nie nastawiam się na wynik, raczej na cel, jaki przyświeca naszej akcji. Dobra zabawa i chęć niesienia pomocy. Dla tych, którzy szacują mój wynik bliżej 4h lojalnie uprzedzam, że lepiej uczynią, gdy będą szacować bliżej 4.30. Oczywiście powalczę na trasie, ale realnie oceniam swoje przygotowanie:)

Karolina Gorczyca – weekendowe długie wybiegania zaczynają sprawiać przyjemność

Przemek Miarczyński praktycznie cały marzec siedzi na Majorce z kadrą narodową w windsurfingu. Trenował wg. planu i tygodniowo pokonywał ok. 73km. Kiedy zaczął biegać po twardym podłożu pojawiły się problemy, gdyż jego nogi nie są przystosowane do tego rodzaju przeciążeń: łydy bolą i pierwsze kilometry to zawsze męka.
Na sprawdzianie (4.03) uzyskał na 10km 39:55 – pomiar GPS.

PONT na Majorce

Na warunki do przygotowań nie mogę narzekać chociaż, w niektóre dni czasowo ciężko się wyrobić. Drugą połowę lutego i teraz od 6 marca jestem w Hiszpanii gdzie dzięki dobrej pogodzie łatwiej jest zrobić trening. Do Polski wracam trzy dni przed Maratonem. Mam nadzieję, że obędzie się bez infekcji i uda się zrealizować plan na ostatnie dni przygotowań.  

Pawła Januszewskiego i Sebastiana Chmarę spotkaliśmy na konferencji prasowej PKO Banku Polskiego w Warszawie. Obaj lekkoatleci, w doskonałych humorach, zgodnie rozważali szybsze tempo niż te zakładane na początku projektu (4:30 i 4:33). Na treningach bez problemu pokonują 20km w ‘tlenie’, czyli spokojnym tempie konwersacyjnym, co pozwala przyjąć mocniejsze założenia. Brakuje im 30 kilometrowego wybiegania, a na to jest już za późno.

Sebastian Chmara – z humorem godnym Mistrza Świata

Andrzej Zwara, jak to mecenas, objął chyba tajemnicą adwokacką swoje przygotowania, więc wiele ponad to, co Karolina (żona) ujawnia, nie wiemy. Andrzej biega, ale jeszcze nie wybrał strefy czasowej i towarzyszy biegu -:). Jeśli Sebastian i Paweł dołączą do strefy czasowej 4:15 z Karoliną Gorczycą, to Andrzej ma 3 ważne powody, by biec z nimi :)).

Tomek Tarnowski – realizowałem duże obciążenia i na początku marca pokonywałem nawet 81km/ tydzień – co jest na granicy kontuzji (zapalenie ścięgien). Po infekcjach w lutym nie ma już śladu. Na sprawdzianie (4.03) uzyskałem na 10km 42:50 – pomiar GPS. Wojtek Ratkowski powiedział, że jest dobrze i trzeba biec odważnie, więc nastawiam się na złamanie bariery 3:30.

Czytając asekuracyjne informacje, sam miałbym problem postawić większe pieniądze na konkretny czas – tyle zmiennych … Ale! To zabawa, a darczyńcy nie ‘stawiają majątku życia’ jak Aleksy Iwanowicz w ‚Graczu’ Dostojewskiego. Przekazują darowiznę na Fundację i w ten sposób opłacają wakacyjny obóz niepełnosprawnej młodzieży z ubogich rodzin – satysfakcja gwarantowana.    Ustaliliśmy kwotę 42 zł za 1 typowanie i to odpowiada 1 dniówce jednej osoby na takim obozie. Jak to zrealizować? Proste – przekazujesz darowiznę,

Paul Cezanne „Gracze w karty” – najdroższy obraz, na rynku komercyjnym. W 2011 zapłacono za niego 250 mln USD. Eksperci podkreślają doskonale uchwycone emocje graczy.

Fundacja Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie „Pomoc Maltańska”.
Nr rachunku bankowego: PKO BP S.A. 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512
z dopiskiem „darowizna Maraton 2017”.

i wysyłasz maila do Kasi k.tarnowska@agencjafm.com.pl z własnymi typami, (42 zł to jedno typowanie). Twoje dane pozostają do naszej wiadomości, przy nazwisku biegacza pojawi się tylko liczba typowań i zakres czasu jaki obstawiacie. Wszystko już widać na stronie (zakładka KONKURS) gdzie mamy ponad 400 zakładów!  Są i podpowiedzi ekspertów: Krzysztofa Łoniewskiego z radiowej „trójki”, Marcina Czapli ze Sklepu Biegacza i prof. Wojciecha Ratkowskiego -Mistrza Polski w maratonie.

Dzięki sponsorom nagród – Diverse, Ziaja oraz Sklep Biegacza = Biegowy możemy darczyńcom odwdzięczyć się fajnymi nagrodami. Karolina Gorczyca również zaproponowała od siebie specjalną nagrodę – zaproszenie do teatru -:).

To co widzisz to czasy (w) wzorcowe ustalone przez ekspertów na początku akcji, a także (d) czasy zadeklarowane przez samych uczestników. Niżej pokazujemy typowania wszystkich ekspertów.

Jurek Skarżyński (w) 3:15:00

3:13:00 – Krzysztof Łoniewski  – radiowa ‘trójka’

3:05:00 – Marcin Czapla Sklep Biegacza = Sklep Biegowy

3:04:00 – Wojtek Ratkowski Mistrz Polski w maratonie 84 r.

Karolina Gorczyca (d) 4:15:00

4:10:00 – Krzysztof Łoniewski  – radiowa ‘trójka’

4:00:00 – Marcin Czapla Sklep Biegacza = Sklep Biegowy

4:12:00 – Wojtek Ratkowski Mistrz Polski w maratonie 84 r.

Przemek Miarczyński (w) 3:15:00

3:20:00 – Krzysztof Łoniewski  – radiowa ‘trójka’

2:59:50 – Marcin Czapla Sklep Biegacza = Sklep Biegowy

3:15:00 – Wojtek Ratkowski Mistrz Polski w maratonie 84 r.

Paweł Januszewski (d) 4:33:00

4:33:00 – Krzysztof Łoniewski  – radiowa ‘trójka’

3:59:00 – Marcin Czapla Sklep Biegacza = Sklep Biegowy

4:15:00 – Wojtek Ratkowski Mistrz Polski w maratonie 84 r.

Sebastian Chmara (d) 4:30:00

4:35:00 – Krzysztof Łoniewski  – radiowa ‘trójka’

4:30:00 – Marcin Czapla Sklep Biegacza = Sklep Biegowy

4:20:00 – Wojtek Ratkowski Mistrz Polski w maratonie 84 r.

Andrzej Zwara (w) 4:15:00

4:15:00 – Krzysztof Łoniewski  – radiowa ‘trójka’

4:15:00 – Marcin Czapla Sklep Biegacza = Sklep Biegowy

4:12:00 – Wojtek Ratkowski Mistrz Polski w maratonie 84 r.

Tomasz Tarnowski (w) 3:30:00

3:27:00 – Krzysztof Łoniewski  – radiowa ‘trójka’

3:09:30 – Marcin Czapla Sklep Biegacza = Sklep Biegowy

3:15:00 – Wojtek Ratkowski Mistrz Polski w maratonie 84 r.

Wszystkie informacje znajdziecie w zakładce KONKURS … http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Powodzenia w obstawianiu, ale pamiętajmy – główny wynik to ilość niepełnosprawnych osób jaką uda nam się wysłać na integracyjny obóz. Dziękuję w ich imieniu – Tomek 🙂

 

szybki konkurs nr 4

Tym razem pytanie brzmi tak: ILE MARATONÓW PRZEBIEGŁ W SWOJEJ KARIERZE WOJTEK RATKOWSKI, Mistrz Polski z 1984 r, [ rekord życiowy 2:12:49] ?   Odpowiedź znajduje się na naszej stronie i nie jest za bardzo ukryta -:) powodzenia. Odpowiedzi przysyłajcie mailowo na adres Kasi: k.tarnowska@agencjafm.com.pl  rozwiązanie opublikujemy już w niedzielę, po g. 18:00.  [ODPOWIEDŹ UMIESZCZAMY NA KOŃCU ]

Tydzień temu zapytałem Wojtka, na czym polega trudność z come-backiem Jurka Skarżyńskiego ? Powiedział mniej więcej tak – każdy z nas może przebiec 42km, ale my nie umiemy tylko „przebiec”. Mamy zakodowane, że do tego dystansu trzeba się bardzo solidnie przygotować, 4-5 miesięcy harówki, która zabiera czas, koncentrację, wysysa siły. Przykładowo – przed wyjściem na ‚tysiączki’ (trening polegający na pokonaniu np. 10x 1km w bardzo szybkim tempie ok. 90% HRmax; pomiędzy odcinkami, 4 minutowy odpoczynek w truchcie) pojawia się zwykły strach przed bólem. No i w końcu bieg na 42km – nikt nie oczekuje, że Jurek „przebiegnie” maraton, chcą by się ścigał – on też”.

Nagrodami są zestawy kosmetyków Ziaja oraz voucher na nocleg ze śniadaniem dla 2ch osób w jednym z Hoteli sieci Heritage Hotels. http://heritagehotels.pl/pl/znajdz-hotel.html   Rozdamy je 3 osobom, które udzielą prawidłowej odpowiedzi. Pierwsza osoba ma prawo wyboru nagrody.

W głównym konkursie mamy nowe zgłoszenia, które dopisujemy przy każdym z nazwisk biegaczy (zobacz zakładka KONKURS) – tam również widać typowania ekspertów, przedział czasu w jakim typują darczyńcy oraz ilość zakładów – a  ta rośnie [ aktualnie mamy 386 zakładów – licznik widać na głównej stronie, po lewej], za co bardzo, bardzo dziękujemy.  Darowizna w wysokości 42 zł – czyli 1 zł za każdy km – jest przepustką do jednego typowania czasu VIPa. Jednocześnie ta wpłata odpowiada mniej więcej dniówce 1 osoby na obozie dla niepełnosprawnych dzieci z ubogich rodzin – wielkie dzięki! Oczywiście można przekazywać same darowizny i nie typować wyniku i część osób tak robi…

Fundacja Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie „Pomoc Maltańska”.
Nr rachunku bankowego: PKO BP S.A. 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512
z dopiskiem „darowizna Maraton 2017”

Wypełniając PIT przekaż 1%  KRS 0000174988

Tomek


ODPOWIEDŹ:

Wojtek przebiegł 33 maratony w swojej karierze. Z osobami, które wygrały nagrody skontaktujemy się mailowo. Dziękujemy za wspólną zabawę i przypominamy o głównym konkursie – czyli typowaniu czasów 7 zawodników – zakładka KONKURS. -:) Tomek

Maraton Profesora – FILM

Gdyby Wojtek Ratkowski i Jurek Skarżyński, (także ich koledzy), urodzili się 30 lat później, maratoński świat wynagradzałby ich inaczej – zdecydowanie inaczej. Po zakończeniu kariery Jurek został trenerem, jest popularyzatorem biegania, guru i ekspertem a dla kolejnych pokoleń maratończyków. Wojtek skupił się na na nauce – jest profesorem na Gdańskiej AWF, lubi różne, nie zawsze proste wyzwania. Przygotowywał  Marka Kamińskiego do wypraw na bieguny polarne, jest dobrym duchem Programu Zakon Maltańskie Ekstremalnie, który bezpiecznie zrealizował projekty charytatywno – sportowe:  „Ironman za respiratory” (2014) oraz „Pomoc za ultramaraton” (2015). Teraz również jest z nami.

Wojtek – BARDZO DZIĘKUJEMY w imieniu tych, którzy marzą by chodzić.

Tomek


Jeśli jesteś na tej stronie po raz pierwszy to wiedz, że tworzymy wyjątkowe wydarzenie, dzielimy się prawdziwą opowieścią, inspirującą dla wielu. W zamian prosimy o przekazanie darowizny, dla tych, którzy marzą by chodzić
Fundacja Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie „Pomoc Maltańska”.
Nr rachunku bankowego: PKO BP S.A. 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512
z dopiskiem „darowizna Maraton 2017”

 

rozwiązanie konkursu i HR max

Rozwiązanie konkursu i HR max i nagrody.

Wbrew pozorom nie był to tylko rzut monetą, choć prawdopodobieństwo trafienia wynosi również  1:2. Kibice śledzący regularnie nasz BLOG mogli podjąć próbę wymyślenia prawidłowej odpowiedzi, choć wpisu na temat HR max, prawdę mówiąc nie było.

zestawy ZIAJA w szybkim konkursie
zestawy ZIAJA w szybkim konkursie

HR max – to wartość maksymalnego tętna jakie możesz wycisnąć ze swojego serca. Wyliczenie tego parametru, tak ważnego dla nowoczesnego treningu, nie jest sprawą łatwą. Dość powiedzieć, że zawodowy sportowiec w okresie roztrenowania może mieć HR max =160 uderzeń/min, a w szczycie przedstartowym 175 – różnica jest ogromna!!  Do komputera treningowego wprowadzasz, obok obiektywnych parametrów jak wiek, płeć, waga, również HR max – czyli coś czego nie jesteś pewien i co jest zmienne. Ten komputer = (zegarek)  na bieżąco pokazuje prace serca i moment kiedy zbliżasz się do kluczowych progów, w tym najważniejszego – 85% HR max, gdzie statystycznie znajduje się próg zakwaszania organizmu. Maratończycy wiedzą, że pozostawania zbyt długie  w tej strefie, może zamienić ciężki trening w harakiri i jest prostą drogą do przetrenowania.

Jest wiele metod sprawdzenia poziomu HR max a najlepsze są te realizowane w biegu. Można też wstępnie zorientować się stosując przybliżone wzory. Najprostszy sposób uwzględnia tylko wiek ćwiczącego.
HRmax = 220 – wiek w latach, są i bardziej rozbudowane wzory:

Mężczyźni: HRmax = 210 – 1/2 wieku – 10% masy ciała w kg + 4

Kobiety: HRmax = 210 – 1/2 wieku – 10% masy ciała w kg + 0

Wracając do naszego konkursu posłużymy się tym najprostszym wzorem: PONT HR max 220-37 =183  PAWEŁ HR max 220 – 22 = 198. Skoro obaj zawodnicy pobiegli dokładnie ten sam dystans w tym samy czasie i warunkach, to nie wchodząc w inne zagadnienia (wiek, waga..), powinniśmy przyjąć, że tempo biegu wyciskało z serca PONT’a pracę bliższą jego granicy HR max – więc PONT wykonał większą pracę i spalił więcej kalorii.

To co napisałem jest mocnym przybliżeniem i uproszczeniem, gdyż nie mieliśmy informacji w jakim zakresie HR biegli zawodnicy, teoretycznie Paweł,  mógł męczyć się znacznie bardziej. Zostawmy – to była zabawa, ale nagrody czekają-:)).

W niedzielę rano biegałem z Wojtkiem Ratkowskim, który podpowiedział, jak najprościej wyjaśnić tę różnicę w spalaniu kalorii, zastrzegł jednak, że zagadnienie jest znacznie bardziej skomplikowane. Powiedział coś jeszcze: „wyniki w maratonie do poziomu 2:20 (2 godziny 20 minut) osiąga się planem treningowym i wielką pracą, wyniki w granicach 2:15 wymagają dodatkowo ogromnej wiedzy, wyniki w granicach 2:10  – to już sztuka”.

Dwór Prezydencki – Zgłobice k. Tarnowa

Tomek Tarnowski

lodowata kąpiel i ładunek endorfin, którego nie udźwigniesz

Ci z nas, którzy rozpoczęli przygotowania fizyczne w listopadzie, są już mocno zużyci psychicznie, fizycznie pewnie też, ale ciało jest coraz silniejsze, więc tak się tego nie czuje. Monotonia i duże obciążenie treningowe zaczynają wołać o jakąś zmianę, jednak co tu zmieniać, kiedy plany rozpisane? Jak nie wiesz co robić, to albo nic nie rób, albo zadzwoń do przyjaciela – najlepiej eksperta. Rozmawiam z Wojtkiem Ratkowskim i słyszę – „kąpałeś się w morzu? Morsujesz?” – Nooo, nie – odpowiadam – jak nie brak czasu to jakiś wirus … – próbowałem się rozwinąć, ale przerwał – „Tomek, w sobotę wchodzimy do wody o 9:00. Po rozgrzewce, lodowate morze nic złego nie zrobi, wręcz odwrotnie, a  ładunek endorfin jest taki, że nie udźwigniesz … czekam na Ciebie z kolegami”.

poranek nad Zatoką Gdańską – fot. Wojtek Klimkiewicz

Na trening wyszedłem późno, o 7:30, choć wpierw chciałem napisać, że wcześnie, bo to sobota. Szło jak po grudzie, 14km po nudnej, wielokrotnie już zdeptanej nadmorskiej ścieżce, ze smogowymi nutami w powietrzu na wysokości Gdańska. Założonego tempa biegu nie utrzymałem, dodatkowo zaczęła mnie boleć stopa, więc lekko zniechęcony dowlokłem się na spotkanie – byłem punktualnie. I to chyba był jedyny sukces tego poranka.

przed wejściem do wody –

Grupa niezwykła – morsy PROFI – nic dodać nic ująć. Stoliczek, krzesełka z tabliczkami – tu widać na zdjęciu ucięty napis PROFESOR, a innych nie widać, gdyż ‘fotograf Kasia’ był pod jeszcze większym wrażeniem tego co widzi. Na stoliczku pojawiły się – słodkie zakąski, herbata z bardzo intensywnymi dodatkami – miód, cytryna, pieprz – i bez tego dodatku, o którym myślisz czytelniku -:). Obok krzesełek pojawiły się malutkie wycieraczki i 1,5l butelki wody… Chłonąłem ten widok, jakbym był w bazie NASA a koledzy szykowali się do lotu na orbitę.

zanurzenie

Szybko pozbyliśmy się strojów i nastąpiło wejście. Oczywiście, to nie był mój pierwszy raz, ale dawno nie morsowałem. Dobrze rozgrzane ciało, a byłem mocno spocony, nie ma z tym żadnego problemu, jedynie piszczele bolą jak cholera. W końcu pełne zanurzenie na 10-20 sekund. Wyjście przez strefę płycizny, wpierw dostojne i bardzo męskie, przerodziło się w bieg – może i ucieczkę.

wybiegamy

Jeszcze chwila truchtu po plaży i nagroda – uderzenie endorfin – flow jakiego nie osiągniesz po zimnym prysznicu w domu. Wewnętrzny piec włącza się na pełen regulator i grzeje.

lekki bieg po kąpieli

Masz 1-2 minuty na ubranie się w suche rzeczy, potem herbata i – zaczyna się pełny odjazd. Aaa, te 1,5 litrowe butelki koło krzesełek to ciepła woda do obmycia z pisaku stóp -:)! Profesjonaliści. Koledzy szczelnie ubrani zasiedli tuż nad brzegiem morza – zapewne weszli na orbitę.

Tomek Tarnowski

PS – te 42 zł darowizny, o które prosimy, to w przybliżeniu 1-dniówka osoby niepełnosprawnej na obozie integracyjnym. Jeśli możesz przekazać taką darowiznę to świetnie, ale … być może Twoja portmonetka wytrzyma większe obciążenie i właśnie podejmujesz decyzję ile dni spędzi na obozie ktoś, kto nigdy w życiu nie był na wakacjach, bo rodziców nie stać. Jako darczyńca przyślij do nas swoje zgłoszenie do konkursu – w ten sposób motywujesz tych, którzy pobiegną dla …  Wszystko znajdziesz tu: http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Profesor Ratkowski typuje czasy – oraz – wyzwanie Achillesa

Prezentujemy czasy  wskazane przez Profesora Wojciecha Ratkowskiego dla każdego z 7 biegaczy. Stali czytelnicy doskonale wiedzą kim jest Wojtek  (rekord życiowy w M 2:12:49], a jeśli nie, to krótki biogram znajduje się tu: http://maraton.zakonmaltanski.pl/start/wojciech-ratkowski/ .  Poza tym, Wojtek pomagał przygotować się fizycznie Markowi Kamińskiemu do wypraw na bieguny polarne, mnie podpowiadał, jak się nie zarżnąć podczas ekspresowych przygotowań do pełnego IronMana, dołączył na wiele tygodni do grupy wspierającej mecenasa Andrzeja Zwarę w przygotowaniach do ultramaratonu, teraz też jest dobrym duchem i opiekunem merytorycznym akcji.

Przemek Miarczyński chłonie biegową wiedzę od Wojtka Ratkowskiego – początki przygotowań do debiutu maratońskiego PONTA – listopad 2016

Typowanie czasów Wojtka: Jurek Skarżyński  [3:04:00 ] Karolina Gorczyca [4:12:00] Przemek Miarczyński  [3:15:00] Paweł Januszewski [4:15:00] Sebastian Chmara [4:20:00] Andrzej Zwara [4:12:00] Tomek Tarnowski  [3:15:00].

Mamy już bardzo dużo informacji potrzebnych do typowania czasów biegaczy, więc serdecznie zapraszam. Akcja jest charytatywna, Wasze darowizny powalają opłacić obozy tym, którzy marzą by chodzić – podopiecznym Zakonu Maltańskiego, osobom niepełnosprawnym.  Dzięki sponsorom Diverse, Ziaja, Sklep Biegacza, Karolinie Gorczycy i Jurkowi Skarżyńskiemu przygotowaliśmy ponad 60 nagród. W regulaminie konkursu jest tak, że w przyszłości można dokonać korekty zgłoszenia – to tak na wypadek gdyby coś szczególnego się wydarzyło … Powodzenia i dobrej zabawy -:).   http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Ostatnie informacje na temat przygotowań zawodników nie były zbyt optymistyczne, większość ekipy zaliczyła infekcje, co zdemolowało plany treningowe. Atmosfera, choć pielęgnowana korespondencyjnie stała się bardzo powściągliwa. Ale nic nie trwa wiecznie, choroby się kończą, wskakujemy w buty i ciśniemy  .. niestety w solidnym mrozie, więc trzeba ostrożnie. Właśnie chciałem zakończyć smutne tematy, ale ktoś mnie zapytał jak najszybciej pozbyć się bólu ścięgna Achillesa…

Mocne bieganie doprowadza do zużycia nie tylko odporności, ale i układu ruchowego. Nasze najsilniejsze ścięgno Achillesa, potrafiące wytrzymać obciążenie 1 tony, zbudowane jest z kolagenu, który pod wpływem biegania zużywa się.  Prawie codzienne bieganie powoduje, że czasu na odbudowę zużytej tkanki jest po prostu za mało. Możesz robić wcierki, okłady, jednak cudów nie ma, ten kolagen musi się odbudować. Oczywiście, im człowiek starszy, tym proces regeneracji przebiega wolniej. W poprzednich moich rozważaniach, przy akcji „Pomoc za ultramaraton”, napisałem, że syntezę kolagenu przyspiesza Wit C – więc pietruszka, kiszonki i inne, włączajcie do diety, nie tylko ze względu na budowanie odporności.

zima w sopockich lasach

Jednak co robić, jeśli twoje nogi są na prawdę w opłakanym stanie, nie pomaga samodzielne rozciąganie, mrożenie, rolowanie? Masz przewlekłe zapalenie ścięgna – uważaj – poszerzony, zaczerwieniony i bolesny Achilles może trzasnąć. Musisz iść do rehabilitanta, który ma doświadczenie.  Sam nigdy nie korzystałem, stąd za radą Kamila Cierniaka, poprosiłem Justynę Woźniak z Krakowa o kilka słów nt. dalszych możliwości skutecznego leczenia zapalenia ścięgna Achillesa u biegaczy.

Justyna Woźniak

Justyna: bywa tak, że ścięgno Achillesa jest bardzo oporne na leczenie, szczególnie kiedy uszkodzenie przybiera formę przewlekłą. Przez pierwsze kilka dni dominuje faza ostra, wtedy niezbędna jest przerwa w treningach oraz dodatkowo okłady chłodzące , które pomagają ugasić stan zapalny. Jednak nie zawsze udaje się pozbyć bólu. Rozpoczynamy wtedy dodatkowe leczenie w postaci masaży ścięgna, które w zależności od przypadku mogą przybierać formę masażu poprzecznego, rozcierania, przełamywania ścięgna. Skupiamy się nie tylko na samym ścięgnie, ale całej łydce w celu uelastycznienia mięśni, usprawnienia krążenia i odżywienia tkanek. Rehabilitacja dysponuje całą gama zabiegów fizykoterapeutycznych, które powinniśmy zastosować w formie serii około 10 zabiegów. W skład podstawowej fizykoterapii wchodzi elektroterapia, ultradźwięki, krioterapia, magnetoterapia, laser. Nowocześniejszą formą terapii jest leczenie laserem wysokoenergetycznym i fala uderzeniową, którą w przeciwieństwie do innych zabiegów nie stosujemy codziennie, ale co 5-7 dni w serii 4-6 zabiegów.

Justyna Woźniak – srebro na Mistrzostwach Polskich 2016 w DUATHLONIE – sprint kobiet

Więcej znajdziecie na stronie Justyny Woźniak, która jest również aktywna sportowo i doskonale zna problemy biegaczy. http://dotfizjo.pl/blog/czeste-problemy-wsrod-biegaczy-czyli-dolegliwosci-zwiazane-ze-sciegnem-achillesa/

W latach 2010-2015 studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim Collegium Medicum na kierunku fizjoterapii i w tym czasie zdobywała medale na Akademickich Mistrzostwach Polski na dystansach średnich 800 i 1500m. W zeszłym roku zdobyła srebrny medal na Mistrzostwach Polski w Duathlonie – Rawa Mazowiecka 2016, (bieg – rower – bieg) na dystansie sprinterskim.  Od 3 lat trenuje triathlon. Rekordy życiowe:  5km – 18:33, 10km- 40:20 półmaraton – 1:31:37.

PS – jutro krótki, walentynkowy  wpis i …. piękne zdjęcia – jakie ? – Sami zobaczycie

Tomek Tarnowski

polski maraton – Dębno 1983-1984

Wpis Jurka Skarżyńskiego.

Dębno rok 1983.

Byłem dobrze przygotowany do sezonu, więc moje aspiracje sięgały już medalu MP, co w momencie rozpoczęcia wyczynowego biegania wydawało się jedynie sennym marzeniem. Niestety – sen miał trwać nadal, gdyż w Dębnie wystąpiłem w innej roli niż biegacza aspirującego do miejsca na podium. PZLA, odpowiadając na zaproszenie angielskich organizatorów, wysłał bowiem czwórkę: mnie, Henia Nogalę, Józka Stefanowskiego i Henia Lupę do Londynu, gdzie 17 kwietnia odbywał się największy wtedy na świecie (na starcie stanęło rekordowe 17 tysięcy uczestników) 3. Gilette London Marathon. Wróciłem stamtąd z tarczą, czyli z rekordem życiowym – 2:15:31, choć zająłem dopiero 35. miejsce. Byłem najlepszym Polakiem, więc bonusem była nominacja do mojego pierwszego oficjalnego występu reprezentacyjnego w czerwcowym Pucharze Europy w hiszpańskim Laredo. Zwyciężczyni rywalizacji kobiet, Norweżka Grete Waitz, linię mety usytuowaną wtedy na Westminster Bridge przekroczyła w czasie nowego rekordu świata – 2:25:29. Innym niesamowitym rekordem był fakt, że barierę 2:20 pokonało wtedy aż 96 maratończyków, a ciekawostką jest fakt, że tylko jeden z nich był z Afryki (trzecie miejsce zajął Etiopczyk Kebede Balcha – w sierpniu zdobędzie tytuł wicemistrza świata)! Ten rekord wydaje się już nie do poprawienia.  Był to więc bardzo rekordowy – pod wieloma względami – maraton, który przeszedł do historii tej konkurencji. Cieszę się, że dane było mi w nim wystartować, gdyż wiem, że trener kadry Michał Wójcik do samego końca miał dylemat: Skarżyński, czy Misiewicz. Wybrał mnie.

Dębno było zaledwie dwa tygodnie po Londynie, więc o powtórnym pojawieniu się na maratońskiej trasie nie mogło jeszcze być mowy. W prasie zawrzało, bo w Londynie zamiast w Dębnie wystartowało dwóch medalistów poprzednich MP (Nogala i Stefanowski). „Takimi decyzjami PZLA obniża prestiż najważniejszej dla sportowca imprezy krajowej – walki o medale mistrzostw Polski, gdzie na starcie powinni stać wszyscy faktycznie najlepsi Polacy” – argumentowano.

Londyn 1983

Pojechałem do Dębna pooglądać rywalizację kolegów, a że Jurek Kowol poprosił mnie, bym był jego serwisantem, z chęcią służyłem mu pomocą. (Dzięki mojej rewelacyjnej pomocy – he, he) Kowol wygrał ten bieg w 2:14:48, dokładając do swej bogatej mistrzowskiej kolekcji także tytuł z maratonu. Drugi był Rysiek Misiewicz (2:15:24), a trzeci Józek Mitka (2:16:36). Misiewicz wywalczył swój pierwszy maratoński medal. Nie miałby go, gdyby poleciał – zamiast mnie – do Londynu. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czy ja byłbym medalistą, gdybym nie poleciał do Londynu? Być może…

ranking 1983

Dębno rok 1984

Rok olimpijski często wyzwala w zainteresowanych igrzyskami sportowcach rekordowe możliwości. Pewnie z tego powodu ten sezon okazał się pod wieloma względami niesamowity i zapisał się złotymi zgłoskami w historii tej konkurencji. Minimum na Los Angeles wynosiło nie jak na Moskwę <2:14, ale <2:13. Wtedy wypełniło je trzech maratończyków, teraz aż… Ale po kolei.

Na obozach w Szklarskiej Porębie (styczeń), Mysłakowicach (luty) i w rumuńskim Baile Felix (luty/marzec) moja sportowa forma rosła jak na drożdżach. Polscy maratończycy byli chętnie zapraszani przez zagranicznych organizatorów, a że Dębno zaplanowane było dopiero na 6 maja, więc PZLA znów wykorzystał oferty startu dla kilku z nas. Teraz jednak, by nie obniżać rangi mistrzostw Polski, wybrał tylko te maratony, w których udział nie zamykał możliwości startu w Dębnie. I tak ja z Antkiem Niemczakiem i Ryśkiem Misiewiczem zostaliśmy „oddelegowani” do Wiednia (25 marca – sześć tygodni przed Dębnem), zaś dwa tygodnie później Rysiek Kopijasz, Heniu Lupa, Józek Mitka i Jurek Finster mieli pobiec w holenderskim Maasluis. To miało zagwarantować naszą późniejszą bezpośrednią konfrontację w Dębnie. Jednak wypadki potoczyły się nieprzewidzianą ścieżką I to nie tylko dlatego, że wyniki z tych biegów przerosły najśmielsze oczekiwania – tak nasze, jak i PZLA. Nie tylko wyniki, zresztą…

W Wiedniu – ustanawiając rekord Polski – wygrał Niemczak (2:12:17), a ja z drugim w historii polskiego maratonu czasie 2:12:37 byłem drugi. Tego nikt się nie spodziewał. Wiwatom polskich kibiców mieszkających w Wiedniu nie było końca. Zwłaszcza, że w pokonanym polu zostawiliśmy gromadę Etiopczyków i Tanzańczyków, którzy forsując od startu zabójcze tempo w końcu opadli z sił. Po 30. kilometrze wyprzedzaliśmy ich jak furmanki. Byliśmy pierwszymi polskimi lekkoatletami z minimum na Los Angeles!

Wiedeń 1984 Ale to nie był koniec roku cudów na maratońskich trasach. Rekord Niemczaka przetrwał bowiem tylko dwa tygodnie! Poprawił go Kopijasz. Zajął w Maasluis drugie miejsce w czasie 2:11:50! Jakby tego było mało Lupa nabiegał 2:12:49, stając się czwartym już maratończykiem z olimpijskim minimum.

Sześć tygodni po starcie w Wiedniu w moim organizmie nie było już śladu zmęczenia. Dwanaście tysiączków po 3:00/km, które zrobiłem na 4 dni przed Dębnem, zrealizowałem bez najmniejszych problemów. Ostatni w 2:49 był dowodem na to, że czeka mnie szczyt formy! ”Samopoczucie fantastyczne! Luzy.” – napisałem w dzienniczku treningowym. Jechałem do Dębna wierząc w to, że mam szanse na złoty medal. Znałem wprawdzie zasadę: „Chcesz mieć medal – myśl o zwycięstwie”, ale wiedziałem, że teraz „tylko” medal mógł nie wystarczyć – żeby polecieć do Los Angeles musiałem zrobić wszystko, by był on koniecznie złotego koloru.

Gdy wchodziłem radośnie do biura zawodów natychmiast odniosłem wrażenie, że „coś wisi w powietrzu”. Najpierw wszyscy którzy mnie zobaczyli zamarli w bezruchu i nagle zapadła jakaś taka dziiiwna cisza. Ale za moment zza stolika poderwał się przedstawiciel PZLA i ruszył w moją stronę. Myślałem, że z gratulacjami za Wiedeń, a tymczasem niemal szeptem przywitał się i zaprosił mnie do swego stolika. Byłem zdezorientowany, bo natychmiast wyciągnął z teczki pismo oficjalne PZLA, w którym Przewodniczący Komisji Dyscypliny i Wyróżnień (Stefan Milewski) informuje mnie, że Komisja „na podstawie zawiadomienia przedstawiciela F-my „Adidas” oraz Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie – podjęła uchwałę o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego przeciwko Koledze w związku z tym, że w dniu 25 marca 1984 r. podczas Biegu Maratońskiego w Wiedniu używał niedozwolonego wyposażenia sportowego”. I w związku z tym „postanowiła zawiesić Kolegę z dniem 3 maja 1984 r. w prawach zawodniczych (zakaz wszelkich startów). Zakaz trwa do czasu zakończenia postępowania dyscyplinarnego”.

Uff, zatkało mnie – dobrze że siedziałem! Faktycznie, w Wiedniu biegłem w butach innej firmy (strój miałem przepisowy), ale z doborem butów dla maratończyków w magazynie PZLA zawsze były kłopoty, więc gdy ich nie dostałem nie czułem się zbytnio winny temu, że pobiegłem w innych. Okazało się, że zawieszono też Niemczaka, bo i on biegł wtedy w innym sprzęcie. Antek dowiedział się jednak o tym zawieszeniu wcześniej, więc zrezygnował z przyjazdu. Był za to Misiewicz, który wprawdzie też nie biegł wtedy w adidasach, ale że był poza podium (siódmy – 2:16:57), więc firma o nim nie wspomniała. Bardzo mu to było na rękę, gdyż zamierzał w Dębnie walczyć po raz drugi o swoją olimpijską szansę.

Ostro postawione warunki przez PZLA spowodowały, że i Kopijasz, i Lupa, jeśli marzyli o igrzyskach, musieli stanąć na starcie, by w krajowej rywalizacji udowodnić swoją wyższość nad innymi. Tymczasem mnie i Niemczaka zakaz startu zawieszał w próżni – niczego nie mogliśmy być pewni. Zwłaszcza, że wiadomym było, iż jeśli mistrz Polski uzyska wynik poniżej 2:13, ma on pewne miejsce w samolocie do Los Angeles. A co będzie, jeśli dwóch albo wszyscy medaliści uzyskają wyniki poniżej 2:13? Głowa bolała od kalkulacji. Ideałem dla mnie było, gdyby mistrz Polski nie uzyskał minimum. Cóż, mogłem tylko przypatrywać się walce i czekać na rozwój sytuacji. Jak się okazało, nerwówka trwała nie tylko do czasu, aż medaliści znajdą się na mecie…

Pogoda sprzyjała, była niemal idealna – chłodno i prawie bezwietrznie. Gdańszczanin Wojtek Ratkowski, podopieczny trenera Henryka Tokarskiego, nie był zaliczany do grona faworytów. Jego ubiegłoroczny rekord życiowy 2:17:21 plasował go na 14. miejscu w polskim rankingu, a to – na zdrowy rozum – nie dawało mu większych szans na odegranie istotnej roli w rywalizacji o medale, a już tym bardziej o olimpijski paszport. Świadomy tego Ratkowski zaczął bardzo ostrożnie. Po wystrzale startera odpuścił grupę czołową (w sumie 12 zawodników, w tym dwóch Rosjan), by robić „swoje”. Gdy liderzy mijali 20 km (1:02:53) Ratkowski był ponad minutę za nimi. Na 25 km stało się jednak coś nieoczekiwanego – łatwo oderwał się od swoich kolegów i w niesamowitym stylu dogonił liderów biegu, a potem nie zwalniając ani na chwilę przemknął obok nich. A, to tylko Ratkowski – zlekceważyli jego atak „możni” tego biegu. Gdy jednak jego przewaga nad nimi po 30 km urosła do prawie minuty pojawił się strach, że Ratkowski może jednak wytrzymać aż do mety. W nerwową pogoń ruszyła dwójka Pierzynka i Misiewicz. Sił zabrakło już Kowolowi, zaś i Kopijasz, i Lupa, stracili ochotę do dalszego biegu, schodząc niespodziewanie z trasy.

Na końcowych kilometrach przewaga Ratkowskiego nad goniącym go już samotnie Pierzynką malała w oczach, ale ostatecznie to Ratkowski jako pierwszy pokonał linię mety w rekordowym czasie 2:12:49. Pierzynka dobiegł 4 sekundy po nim. „Gdybym miał okulary, pewnie dogoniłbym Wojtka. Bez nich długo nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu wzrokowego, co długo utrudniało mi pogoń” – oświadczył za metą Pierzynka. „Do ostatnich metrów kontrolowałem bieg. Gdyby była taka potrzeba, miałem jeszcze siły, by utrzymać przewagę” – ripostował mistrz Ratkowski.

Dębno 1984I Ratkowski, i Pierzynka, uzyskali minimum olimpijskie! Od nadmiaru głowa nie boli? Po biegu w Dębnie w PZLA nie było nikogo, kogo by nie rozbolała. Sześciu polskich maratończyków uzyskało minimum na Los Angeles. Dość szybko okazało się jednak, że wylot reprezentacji krajów bloku socjalistycznego stoi pod znakiem zapytania. W czerwcu wiadomo już było, że nastąpi bojkot igrzysk, a zamiast w Los Angeles polska reprezentacja wystartuje w naprędce zorganizowanych w Moskwie (mężczyźni) i Pradze (kobiety) „Zawodach Przyjaźni”. W składzie reprezentacji polskiego maratonu znalazł się mistrz Polski Wojtek Ratkowski oraz zwycięzcy z Wiednia – Antek Niemczak i ja. W Moskwie zająłem czwarte miejsce (2:13:23), Niemczak był 11. (2:20:06), a Wojtek Ratkowski po półmetku zszedł z trasy.

A zamykając sprawę wyposażenia – podczas tych „olimpijskich” Zawodów Przyjaźni, za zgodą szefa wyszkolenia PZLA Marka Łuczyńskiego, biegłem w zaklejonych plastrami butach TIGERA, gdyż nawet na tę imprezę startówek adidasa nie dostałem! Jacek Wszoła, który miał już wcześniej podobne kłopoty, oceniał z Łuczyńskim, czy dobrze je okleiłem – he, he!

ranking 1984

 

ZDJĘCIA: Ranking 1984

Biegowe remanenty – będę prawie dwa razy starszy!

Już we wrześniu z rozpędu wypaplałem, że planuję powrót na maratońskie trasy – zaraz po tym, gdy zaproponowano mi zastąpienie Wojtka Ratkowskiego w projekcie „BIEGNĘ DLA TYCH, KTÓRZY MARZĄ BY CHODZIĆ – Powrót Mistrza”. Wojtek, mistrz Polski w maratonie w 1984 roku, w nawale zajęć, po objęciu funkcji Dziekana Wydziału Turystyki i Rekreacji AWFiS w Gdańsku, nie miał szans podołać maratońskim wymaganiom projektu i zaproponował, bym to ja go zastąpił. Cóż, z miłą chęcią towarzyszyłbym Wojtkowi na dębnowskiej trasie, ale nasze role się odwróciły i mam tylko nadzieję, że w kwietniu będzie mi towarzyszył choćby na części maratońskiego dystansu.

Powrót to będzie faktycznie niesamowity. Ostatni swój wyczynowy maraton pokonywałem wprawdzie w Paryżu wiosną 1992 roku, ale że zszedłem wtedy na 30 kilometrze, więc ostatnim ukończonym jest ten z Echternach w Luksemburgu w październiku 1991 roku. Jak by nie liczyć październik 1991 roku od kwietnia 2017 dzieli prawie 26 lat, czyli ponad… ćwierć wieku!

Dębno 1985 r – Waldek Szaniawski, Wojtek Ratkowski, Jurek Skarzyński i trener Henryk Tokarski – arch. JS

A w Dębnie – będącym za naszych czasów stolicą polskiego maratonu – po raz ostatni biegłem w olimpijskim sezonie 1988, więc mój powrót tam w roli zawodnika dzieli aż 29 lat! Wtedy miałem lat 32, teraz wystartuję tam już jako 61-latek – będę prawie dwa razy starszy! Sam jestem zaskoczony, że minęło tyle czasu, bo wydaje mi się, że biegłem tam „wczoraj” – he, he.

MP w maratonie, Dębno 1988 r. 1. m. Wiktor Sawicki – 2:12:26; 2 m. Jerzy Skarżyński – 2:12:56; 3. m. Tadeusz Ławicki – 2:13:20 arch. JS

Dlaczego niepotrzebnie wyszedłem przed szereg i powiedziałem o tym projekcie już we wrześniu? Bo jako były zawodnik, a teraz trener i autor poradników dla biegaczy, jak mało kto zdaję sobie sprawę z ciężaru gatunkowego czekającego mnie wyzwania. Planu przygotowań nie można bowiem rozpocząć bez zrobienia różnego rodzaju bilansów! Badań i ocen medycznych potrzebuje każdy biegacz, ale jeśli celem jest maraton, wtedy ostrożność musi być w dwójnasób wyostrzona. Do tego… mam już przecież sześć dych na karku 😉

Zacząłem od regeneracji po sezonie 2016. Nie był wyczerpujący, ale przecież 37:36 na 10 km, a zwłaszcza 1:22:26 w półmaratonie to u 60-latka wyniki czołówki europejskiej. Zdecydowałem, by poddać się serii zabiegów okładów borowinowych W październiku dojeżdżałem prawie codziennie do Kamienia Pomorskiego, który jako uzdrowisko słynie ze znakomitej jakości borowin. 20 minut zabieg – 200 km jazdy samochodem, ale warto było, bo moje mięśnie i stawy się tego domagały. W międzyczasie zrobiłem badania podstawowe krwi i moczu, badając też poziom najważniejszych minerałów (wapń, potas, magnez) i żelaza, a także PSA, bo to istotny wskaźnik naszej antyrakowej ochrony. Wyniki były bez zarzutu.

Badanie urologiczne wykazało, że z prostatą też nie ma problemów. Z lekkim niepokojem czekałem na ocenę przeglądu ortopedycznego (USG kolan i RTG stawów biodrowych). Lekarz, znający moją wyczynową przeszłość (w ciągu 45 lat prawie 180 tys. przebiegniętych kilometrów, w tym w dużej części po szosie) był niemal zaskoczony. Spodziewał się ortopedycznej masakry, a okazało się, że zmiany zwyrodnieniowe są łagodniejsze, niż można się było spodziewać. „Uratowało cię to, że zawsze ważyłeś poniżej 70 kg” – ocenił. „Ci z nadwagą mieli by już niektóre stawy do wymiany, albo przynajmniej do solidnej rekonstrukcji” – dodał. Zapalił mi zielone światło do treningów, ale „przepisał” wizytę u fizjoterapeuty, który poinstruował mnie, jakimi ćwiczeniami (rozciągającymi i wzmacniającymi) muszę chronić mój prawy staw biodrowy.

Później była wizyta u podologa,. Przy pomocy specjalistycznych narzędzi sprawdził moje stopy, a ściślej całość układu ruchu. Trochę krótsza prawa noga wymaga większego wsparcia, więc bieganie z indywidualnie zaprojektowaną wkładką w prawym bucie było, jest i będzie koniecznością.

Pod koniec listopada byłem na… kolonoskopii, czyli endoskopowym zabiegu badania stanu jelita grubego, będącego – zwłaszcza u ludzi po 50-ce – przyczyną kłopotów rakowych. Wcześnie wykryty daje duże szanse na całkowite wyleczenie – byle to zauważyć. Po raz pierwszy robiłem to badanie jako 50-latek, ale dekada szybko minęła i trzeba było je powtórzyć. Wynik znów był idealny – mam się zgłosić za kolejne 10 lat. Co by jednak było, gdyby wykryto jakieś niebezpieczne zmiany i niezbędną okazała się operacja? Z „Powrotu Mistrza” nic by nie było! A ja we wrześniu paplałem, że wystartuję w Dębnie na maratońskiej trasie! Duuużo za wcześnie.

Co to wszystko oznacza? Że dopiero teraz – na początku grudnia – mogę oficjalnie powiedzieć, że 2 KWIETNIA 2017 ROKU, po 29 latach, ZNÓW WYSTARTUJĘ W DĘBNIE! Przygotowania zacząłem oczywiście na początku listopada, ale teraz wiem, że mogę je bezpiecznie dla siebie kontynuować.

Do zobaczenia -:) Jurek Skarżyński  Cdn…


Jak wiemy, z comeback’iem  Jurka wiąże się akcja charytatywna i konkurs z nagrodami  – obstaw wynik Jurka i innych biegaczy na mecie, docelowo będzie ich ok. 8 może 10. To bardzo motywuje zawodników a środki trafią do tych, którzy marzą by chodzić.  Więcej informacji w zakładce KONKURS http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/  

Tomek

Jak to było z witaminą D ?

To, że prof. Wojciech Ratkowski w badaniach nad wytrzymałością organizmu korzysta się z ultra maratończyków jest oczywiste, ich organizmy to najlepszy poligon doświadczalny. Jednak teza, że witamina D ma bezpośredni wpływ na wytrzymałość jest dla mnie nową (wpis z 1 grudnia 16) – czekamy na wyniki.

To, że nasz kościec buduje również wapń (Ca) wiemy raczej wszyscy, a to, że ten pierwiastek ma znaczenie np. w pracy serca, kurczeniu się mięśni, regeneracji komórek, krzepnięciu krwi, jest potrzebny w układzie odpornościowym, już wie mniejszość, zatem wystarczy zapamiętać, że calcium jest bardzo ważne w wielu procesach życiowych i powinno występować w odpowiednim stężeniu.

Za poziom wapnia odpowiada właśnie witamina D, której Polacy, w około 90% populacji, mają niedobór! Występuje u nas jak i u innych zwierząt lądowych w postaci nieaktywnej a staje się aktywnym hormonem przez pobudzenie promieniami UV – czyli na słońcu.  A co jeśli słońca nie ma? Co z głębinami oceanicznymi, ciemną Skandynawią, piękną acz mglistą Polską, co ze szczelnym opierzeniem ptaków? Potwory żyjące w ciemnych głębinach oceanicznych zjadają tych co pływają w zasięgu słońca i mają w sobie Wit D, tłusta wydzielina uelastyczniająca pióra ptaków produkuje Wit D a jest przenoszona do wewnątrz podczas pielęgnacji piór dziobem. Z nami jest podobnie, pozyskujemy drogocenną witaminę z jedzeniem najlepiej morskich ryb oraz syntetyzujemy ten specyfik, w skórze wystawionej na słońce.

1984 przed Olimpiadą w Los Angeles - przygotowania w Font Romeu - Antoni Niemczak, Krzysztof Wesołowski z przodu i Wojtek Ratkowski, Jurek Skarzyński - WB2 + intuicyjne poszukiwanie słońca
1984 przed Olimpiadą w Los Angeles – przygotowania w Font Romeu – Antoni Niemczak, Krzysztof Wesołowski z przodu i Wojtek Ratkowski, Jurek Skarzyński – WB2 + intuicyjne poszukiwanie słońca

Historia walki o odpowiedni poziom Wit D jest ciekawa i pouczająca. Gdy zrzuciliśmy futro 2-3 mln lat temu i zaczęliśmy opuszczać bezpieczne lasy ruszając na podbój świata, naszym niewidzialnym zagrożeniem było promieniowanie UV. Ten problem rozwiązaliśmy sprawnie, skóra stała się czarna  a przefiltrowany UV nie zabijał, lecz stymulował produkcję Wit D, a poza tym trzymaliśmy się blisko zbiorników morskich, słonych jezior, bogatych w pokarm zwierzęcy obfitujący w Wit D – czyli wszystko pod kontrolą. Jednak gdy ruszyliśmy na północ pojawiły się kłopoty, słońca było coraz mniej, a morskie pożywienie zniknęło z karty menu. Znowu ewolucja pokombinowała i rozjaśniła skórę, zmniejszając naturalny filtr – im dalej na północ tym jaśniejsza karnacja. Zapytasz o Eskimosów? OK., ale zauważ, że na ich karcie menu jest napis don’t need sunlight. Czyli kolejny problem rozwiązany? Chwilowo, gdyż właśnie teraz wchodzimy, ewolucyjnym tempem, w bieżący okres i zaczynają się kolejne problemy. 10 000 lat temu staliśmy się rolnikami i mocno zubożyliśmy dietę.  Monotonne mączne, ryżowe jedzenie, ciemne, zagęszczone osady mieszkalne w mglistym klimacie zaczęły zbierać żniwo. Pojawiły się rozmaite choroby, ale .. trzymajmy się Wit D – zaobserwowaliśmy krzywicę, jako widoczny dowód niedoboru hormonu regulującego poziom wapnia.

miał być 15km lekki cross – dzięki słońcu – wyszedł bieg w wariackim tempie – średnio 5’03″/km i max 3’10″/ km

Pomimo odkrycia Wit D w połowie XVII wieku nie powiązano jej z działaniem słońca. Dopiero polski lekarz, Jędrzej Śniadecki, obserwując  fatalne warunki życia ludzi przemysłowych i zadymionych miast, dostrzegł związek słońca z witaminą (1822 r.) Jednak trzeba było czekać kolejne 100 lat na rozpoczęcie regularnej walki z krzywicą poprzez suplementowanie i aż  do 1980 r. na pełną analizę słonecznej syntezy.  Wydawałoby się,  że mamy spokój, ale na scenę wkroczyły kremy UV, które zatrzymują niebezpieczne a zarazem bezcenne promieniowanie UV nawet w 98%!

Jeśli dobrnąłeś Czytelniku do tego miejsca – gratuluję – to znaczy, że masz już potrzebną wiedzę i dasz szansę słońcu, by wykonało swoją pracę – wystarczy 15 minut ekspozycji w bikini i potem nakładamy krem. Zapytasz jak sobie radzić zimą w zadymionym Krakowie? Cóż, jest kłopot,  nie zjesz 20 żółtek dziennie, pół kilo wątróbki,  dwóch węgorzy, czy łososi, a tran nie należy do Twoich preferowanych przekąsek, jeśli jesteś wegetarianką/ninem to pieczarki też nie podołają, ale są to naturalne, zewnętrzne źródła Wit D, które jednak nie mogą konkurować ze słońcem. Skandynawowie, korzystają z kwarcówek, pigułek oraz systemu socjalnego, który wysyła w zimie pracowników na spotkanie ze słońcem.

najkrótsze dni w roku - na północy (Sopot) słońce grzeje choć jego wygląda na dość zimne
najkrótsze dni w roku – na północy (Sopot) słońce grzeje choć jego wygląda na dość zimne

Tomek Tarnowski