Archiwa tagu: Kamil Cierniak

Kiedy wysiłek nie zna końca …

To zdjęcie zostało zrobione podczas ultramaratonu górskiego – Bieg 7 Dolin w Krynicy (100km i 4600m przewyższeń). Na przepaku (postoju), na 88 kilometrze ze zmęczenia nie widziałem na oczy a meta nadal była daleko. Tylko to jeszcze nic – przeczytaj aby zrozumieć.

Wszystko co nas otacza lubimy zmierzyć i porównywać. WYSIŁEK – można określać jako duży, ogromny, ponad moje siły, ewentualnie w drugą stronę – np. żaden. Podczas wspólnej kolacji, Jurek Skarżyński powiedział, że trudniejsze jest przebiegnięcie 1500m  w bardzo szybkim tempie, niż przebiegnięcie ultra maratonu – teza idealna dla zagajenia ożywionej dyskusji. Gdy rozmowę uzupełniliśmy o konkretne parametry czasowe, było oczywiście łatwiej. Ja uważam podobnie, mało kto (poza zawodnikami) chciałby szykować się przez pół roku i wystartować do biegu na 1,5km, w którym tempo jest ogromne od początku i  w pewnym momencie zaczyna się 60 sekundowa walka o to, by przetrwać do mety. Lawinowo narastające zmęczenie odcina tlen, wzmaga się uczucie duszenia i coraz silniejszy ból mięśniowy – ostatnie 20 sekund to istna tortura. Za metą – ‚pyk’ i wszystko się kończy. Gdy biegłem 100km po górach (B7D – w Krynicy) spotkałem na 90km zawodnika, który zapewne z odwodnienia miał już halucynacje, a jego zakrwawione buty dzielnie osłaniały obdarte z paznokci palce przed wylaniem się na zewnątrz. Facetowi zostało tylko (!) 10km do mety i tylko ta ‚bliska’ perspektywa powodowała, że pełzł dalej. Zmęczenie może mieć różne oblicza i nie sposób tego ze sobą porównywać, nawet stosując dosadne opisy.

Agnieszka Bal z tablicą, która jest jej głosem. Agnieszka 2 lata temu została Człowiekiem Bez Barier 2015 r. – [więcej w biogramie – zakładka START / [ foto źródło facebook Agnieszki ]
A co jeśli wysiłek nie zna końca?  Nasze zmagania mają oznaczoną metę, do której ciągniemy  siłą woli i chęcią zakończenia walki, ale niektórzy mety nie znają. Agnieszka Bal, czy Kamil Cierniak, wspierają naszą akcję swoimi przykładami ekstremalnie trudnego życia, także świetnymi tekstami do znalezienia na naszej stronie (lupa w prawym górnym rogu). W nawet najdrobniejszej czynność życiowej zależą od pomocy innej osoby. Jedzenie, ubieranie, mycie, wymaga ogromnego wysiłku i pomocy z zewnątrz. Agnieszka nawet w rozmowie potrzebuje wsparcia, gdyż osoba niedoświadczona wolno odczytuje literki, mozolnie składane w słowa, a wystukiwane łokciem na specjalnej tablicy. Tak jest od lat, albo inaczej – od zawsze! Każdego dnia, z nadzieją wyczekują poprawy i odmiany, nie mając możliwości, by chwilę odpocząć. Jedzenie, które dla nas czasem jest wielką przyjemnością, dla nich stanowi wyzwanie – trzeba przełknąć kęs. Niedoskonałość ciała zmusza ich do nieustannego wysiłku, dzień w dzień to samo. Pokonanie monotonii jest dodatkowym, gigantycznym wyzwaniem. Samodzielni są w myśleniu, bo z tym radzą sobie znakomicie, oboje studiują, i nie tylko na jednym kierunku. [ biogramy znajdziesz w zakładce START ]

Kamil Cierniak – choruje na zanik mięśni, jest studentem na dwóch uczelniach krakowskich

Zbliżamy się do końca naszej AKCJI, lekko dumni, że udało się wytrwać 5 miesięcy przygotowań, że zwalczyliśmy lenia, że … , korzystam z danych mojego komputera treningowego, więc pozwólcie, że posłużę po raz kolejny za przykład. Od listopada do końca marca, czyli przez 5 miesięcy:

– 1397 km biegu

– 68 791 kcal – tj. 352 pączki, albo 352 piwa (0,5l)

– 188 litrów potu

… ale co to znaczy w porównaniu z wysiłkiem osób niepełnosprawnych? NIEWIELE – to kolejny przymiotnik, który w tej relacji adekwatnie opisuje nasz wysiłek. A jednak wysiłek jest  i to spory, do tego ofiarowany dla osób kompletnie nieznanych, przez tak wybitne postacie jak Jurek Skarżyński, Karolina Gorczyca, Przemek Miarczyński, Paweł Januszewski, Sebastian Chmara, czy Andrzej Zwara. Wszyscy ponieśli wielki wysiłek przygotowań ofiarowując go dla osób niepełnosprawnych, wszyscy też liczą, że Kibice dostrzegają główny cel i kupują realny bilet na wirtualną widownię – serdecznie dziękujemy w imieniu tych, których wysiłek nie zna końca. Tomek


Wiem, że dołączyli nowi czytelnicy, więc znów proszę w imieniu Fundacji. 1 dniówka na integracyjnym obozie dla młodzieży niepełnosprawnej to ok. 42 zł, brzmi podobnie do dystansu maratonu. Stać Cię na pół dnia, a może cały tydzień ? OK – dołącz, tu są potrzebne dane.

Na ulotce papierowej napisałem –  OBYŚ NIGDY NIE MUSIAŁ OCZEKIWAĆ NASZEJ POMOCY. Tomek

Fundacja Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie „Pomoc Maltańska”.
Nr rachunku bankowego: PKO BP S.A. 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512
z dopiskiem „darowizna Maraton 2017”

z zagranicy PL 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512

Dla darczyńców dodatkowe informacje: http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

 

Kamil Cierniak – dwie cechy, jedna postawa

Kamil w listopadzie pomógł nakręcić filmowy clip naszej akcji, w styczniu napisał tekst, teraz wraca z filozoficzną radą dla biegaczy … i nie tylko. Przesyłając tekst dodał:  ” przepraszam, że tak późno, ale miałem tylko i aż 20 egzaminów w sesji – prawdziwy maraton”. Aby dokładnie zrozumieć słowo ‚maraton’ – zobacz film z Kamilem – w 2giej części znajdziesz wypowiedzi znanych osób, które za 8 dni zmierzą się z 42km.


Dominikanin, o. Prof. Jan Kłoczowski w książce „Między samotnością a wspólnotą. Wstęp do filozofii religii” napisał o dwóch postawach ludzi wobec życia: libido dominandi oraz libido admirandi. Pierwsza cechuje osoby o tzw. roszczeniowym podejściu do ludzi, takim „wszystko mi się należy”, druga wręcz odwrotnie – jest relacją pokorną, wdzięczną, trochę jakby nic właściwie samo z siebie  od życia mi się nie należało (na rzecz tekstu trochę sprawę uprościłem, szczerze polecam zatem przeczytać pracę Ojca profesora). Większość z Was szybko pomyślała: pierwsza nie jest właściwa, druga – jak najbardziej. W tym miejscu mój wywód powinien się zatem zakończyć, bo kwestia jest prosta, ale jako student filozofii nie umiem sobie odmówić próby podzielenia włosa na czworo. Libido dominandi może być moim zdaniem nie tylko równie ważne i owocne jak libido admirandi, ale czasem nawet i bardziej. Sprawa nie jest więc prosta i jak pisał Sławomir Mrożek – „zależy jak leży”.

Pierwsza z relacji kojarzyć może się z pewnego rodzaju permanentnym „chciejstwem”, za którym nic głębszego nie idzie, a które prowadzić może często do frustracji. Oznaczać może również niewdzięczność i niedocenianie tego, co się ma, o ile się ma. W tym wydaniu nie jest to raczej postawa godna polecenia i większego respektu. Owa postawa „roszczeniowa” mimowolnie kojarzy mi się jednak, trochę niekonsekwentnie być może,  również z klasycznym już filmikiem z Internetu, w którym jeden z motywatorów, coachów żywiołowo przekonuje odbiorcę:”Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!”. Ten przekaz w swojej formie i treści w moim odczuciu jest nieco naiwny, zwracać ma jednak jak rozumiem uwagę na fakt, iż nic samo się nie osiągnie. Człowiek jest istotą działającą. Każdy inaczej i w różnej skali, ale niemal wszyscy mają, mamy jakieś możliwości, jakiś potencjał, mogący się ziścić.

W związku z tym niejednokrotnie denerwują mnie  rozpowszechniane hasła, slogany typu:”Przyjmuj wszystko z pokorą”, „Pogódź się z przeciwnościami losu” itp. itd. Tego typu rady, sentencyjki są niewątpliwie ważne i bardzo w swej treści wartościowe, wręcz nieodzowne w życiu. Ale. Równie dobrze, mam wrażenie, mogą służyć, jeśli źle się je zinterpretuje, jako przykrywka dla bierności, nieudolności, a może i nawet tworzenia,pewnego rodzaju resentymentu, o którym pisali już – choć w troszkę innym znaczeniu – filozofowie Friedrich Nietzsche i po pewnej modyfikacji Max Scheler.

Co z tym fantem zrobić? „Z tym największy jest ambaras, Żeby dwoje chciało na raz” – stwierdził kiedyś Tadeusz Boy-Żeleński. Nie chodzi mi tu jednak o swatanie Nietzschego z Schelerem, ale raczej o to, iż dwa opisywane libido  będą mieć najgłębszy, jak sądzę, sens dopiero jeśli będą występować jednocześnie.  Maraton, jak cały sport ma to do siebie, że uczy pokory wyzwalając jednak przy tym chęć dokonania czegoś, a nawet zdrowo pojętej dominacji. Może w pozytywny sposób podrażniać ambicję, która sama w sobie jest w mojej opinii objawem zdrowym i w świecie Ambicja i pokora doprowadziły, jak się wydaje, wielu sportowców do rekordów, naukowców do wielkich odkryć, ludzi do wielkich czynów – choć motywacje bywały też zapewne i inne, zróżnicowane.

Tak czy inaczej, to właśnie ambicji i pokory życzę Wszystkim na starcie i mecie 2 kwietnia, jak też przede wszystkim na Niech tak dobry, jak i słaby wynik będą przeżyte w pokorze, będąc tym samym nauką owocującą później w sporcie i poza nim! Kamil.


Budujemy wyjątkowe wydarzenie, dzielimy się prawdziwą opowieścią, mamy nadzieję, że inspirującą dla wielu z Was. W zamian prosimy o przekazanie darowizny, za którą już dziękujemy w imieniu tych, którzy marzą by chodzić
Fundacja Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie „Pomoc Maltańska”.
Nr rachunku bankowego: PKO BP S.A. 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512
z dopiskiem „darowizna Maraton 2017”

z zagranicy PL 51 1020 1156 0000 7602 0089 7512

Zima zbiera żniwo

Jak zima jest trudnym okresem do przygotowań mógłbym opowiadać długo. W tym okresie profesjonalni maratończycy wyjeżdżają w inne strefy klimatyczne. Aktualnie, jeden z najlepszych polskich maratończyków – Yared Shegumo (2:10:34) – jest na obozie w Etiopii, z resztą nie tylko on. Sprawą oczywistą jest krótki dzień. W grudniu i styczniu niektórzy z nas kończyli trening praktycznie tuż po wschodzie słońca, a inni, po południu, biegali z czołówką na głowie.

Wschód słońca nad Gdańskiem widziany przez zatokę z Sopotu

Przy ujemnych temperaturach, gdy zaczynamy biec szybko (w drugim zakresie = WB2 – tj. pow. 75% HR max, lub nawet WB3 – pow. 85% HR max – heart rate), wówczas wentylacja nosem nie wystarcza, ciągniesz całym miechem lodowate powietrze prosto do płuc. O smogu wiele się mówi, wiec trudno temat pominąć, tym bardziej, że jest to wielkie zagrożenia dla aktywnych na powietrzu, a im niższa temperatura tym naród spala więcej wszystkiego. (*) – kilka zdań na ten temat przerzucam na koniec.

Idziesz do pracy, a tam raczej grypowo, towarzystwo na specyfikach przychodzi do roboty rozsiewając zarazki.  Ty, w trzecim miesiącu intensywnego biegania, jesteś zdrów jak byk, odtłuszczony, w lekko już niedopasowanej marynarce, i … z mniejszą odpornością. Z tego co się dowiadywałem, to prawie każdy z nas pauzował. PONT w grudniu, ze względu na podróże i częstą zmianę klimatu (pisaliśmy o tym 27 grudnia), Sebastian chorował na przełomie roku, na samym początku przygotowań, Jurek w styczniu wsparł się jakimś antybiotykiem, Karolina regularnie czeka co córka ‘przyniesie’ z przedszkola, ja walczę z wirusem teraz. Paweł i Andrzej te ryzyka mają cały czas przed sobą.

W takim stanie pozostaje tylko dbać o budowanie odporności i zachowanie higieny. Co do pierwszego, to zdecydowanie polecam kiszonki bogate w Wit C, kolorowe warzywa, cebulę, owoce i sugeruję wyrzuć cukier, który pasie grzyby i bakterie, jednocześnie daje złudne poczucie sytości. Wiesz o czym piszę – drożdżówka, batonik w międzyczasie, deserek, bo zasłużyłem … ect. Achaa! -:) Ty nie biegniesz? OK – ale kibicujesz i tak myślę, że kibice mogą dołączyć do nas, choćby w takim zakresie, że odpuszczają na chwilę szkodliwe przyjemności. Piszę serio, z resztą zgodnie z zapowiedzią, że jest to prawdziwa opowieść, która wymaga poświęcenia.  Uczestnicy nie mają tylko przebiec 42km, przechodzą trud kilku miesięcy przygotowań fizycznych, które wymagają również wyrzeczeń – bo jak później mamy spojrzeć w oczy Kamilowi Cierniakowi, czy Agnieszce Bal? Przyjechać do Dębna i pobiec, tak „z bomby”, najbardziej prestiżowe 42km w Polsce … – byłoby głupio, po co w ogóle? Kiedy szykowaliśmy się z mecenasem Andrzejem Zwarą do biegu ultra, wchodziliśmy na coraz wyższe poziomy intensywności przygotowań. Wbrew obawom, ciężki trening zmieścił się w ciasno upakowanym życiu Prezesa Adwokatury Polskiej. Powoli, wraz odejściem karnawału odpuściliśmy wszelkie słodycze, ulubione wino ..oraz pochodne, a w Wielkim Poście Andrzej skreślił kawę i przekleństwa – mnie nie udało się dotrzymać kroku mecenasowi.

Tak mniej więcej wygląda filozofia wyzwania:  biegnę dla tych, którzy marzą by chodzić. I tylko w takim świetle mam śmiałość pisać to wszystko, angażować wybitnych ludzi, a Was prosić o wsparcie tego projektu na rzecz osób, które często nie mają możliwości, by powiedzieć słowo czy napisać kilka zdań. Trwają każdego dnia czekając w nadziei, że coś się poprawi. Zapraszam, możesz ufundować 1-2, a może więcej dni na obozie integracyjnym niepełnosprawnej osoby, której nie stać na żadne wakacje i rozrywki. Możesz zamienić 40 drożdżówek, czy kolejną butelkę dobrego wina w uśmiech nieznajomej osoby .. (no może dwie butelki-:)

http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Tomek Tarnowski

(*)  Wbiegając alejką nadmorską do Gdańska Brzeźna zaczynam niemalże rozpoznawać, po kolorze i fetorze dymu z nadmorskich domków, czy mieszkańcy mieli bio-eco-jogurt na śniadanie, a może wieczorem była bio-cola – gnojki ordynarnie palą plastikiem i nie tylko!  Pomimo, że słyszeli o problemie, to wolą udawać, że nie. Ich świadomość jest ograniczona do prywatnej, jednoosobowej ekonomi. Tych smogo – terrorystów nie interesuje nawet rodzina, bo gdy ich dzieci zachorują, to wydatki po tysiąckroć przekroczą jakiekolwiek oszczędności. Plastik wytwarzany jest z ropy naftowej, ale swoją twardość lub elastyczność zawdzięcza chemicznym domieszkom, tak powstają torebki sklepowe, ale i  zderzaki samochodowe, czy buty narciarskie. Zróżnicowanie tworzyw sztucznych jest ogromna, ale podobna i bardzo wysoka jest wartość energetyczna – ok. 38-40 MJ/kg, która porównywalna jest z olejem opałowym (40-42), zdecydowanie wyższa od brykietów węgla brunatnego (20-23), czy drewna opałowego (14). To, że się dobrze pali, ludziska wiedzą, ale tu zainteresowanie się kończy, a przecież w ich domowym piecu jest zbyt niska temperatura i spalenie tworzyw sztucznych jest niepełne w porównaniu do tego co się odbywa w nowoczesnych spalarniach, no i w kominie nie ma filtra. Zatem te domowe fabryki trucizny emitują w ich najbliższym otoczeniu najgorsze z toksyn, jak zabójcze dioksyny, czy związki WWA o silnych właściwościach rakotwórczych, także tlenek węgla, ale ten zabija szybko. Przy okazji powstałe drobne pyłki (ten widoczny smog na gaziku) to zawiesina mikroskopijnych cząstek, które są nośnikami metali ciężkich. To te pierwiastki są konieczną domieszką, która powoduje, że np. but narciarski jest wytrzymały i zarazem elastyczny na mrozie, a zderzak w aucie lepszy od blachy. Cóż, taka ekonomia, pozwala zaoszczędzić trochę pieniędzy tu i teraz, ale w średnim czasie marnuje zdrowie wielu ludzi. Mijam jak najszybciej tę trującą strefę, życząc mieszkańcom rozumu, a równolegle mam przekonanie, że wszyscy ci truciciele życzyli sobie na nowy rok, bezcennego zdrowia.

 

Dylematy pomagania i Picasso

Masz 2 sekundy na decyzję – z płonącego domu możesz wynieść obraz Picassa „Kobiety z Algieru”, wart 180 mln dolarów, albo uratować dziecko, które znajduje się w drugim pokoju. Ten dramatyczny dylemat ćwiczony jest w dyskusjach na temat efektywnego  wykorzystywania strumieni pieniędzy charytatywnych. Sprawa nie jest jednoznaczna, ani tym bardziej łatwa – za 180 mln dolarów można uratować tysiące dzieci w Afryce, tu i teraz jedno dziecko. Siedzisz wygodnie przed kompem i na chłodno zakończona kalkulacja daje trudną do wyartykułowania decyzję, jednak nasz mózg w sytuacjach stresowych działa inaczej, w kwestii życia i śmierci wybieramy rozwiązanie pewne, stąd wielu z nas poszłoby po dziecko. Jeszcze dwa mocne ćwiczenia (zapożyczone z książki neurbiologa Roberta Sampolsky): w czasie epidemii musisz wybrać rodzaj terapii: przy pierwszym rozwiązaniu na 100 chorych, 25 osób umrze, przy drugim rozwiązaniu ryzyko śmierci wyniesie 25% – i co, wybór dokonany? To teraz przedstawmy to inaczej. Pierwsze rozwiązanie pozwoli przeżyć 75 chorym, w drugim, ich szanse na przeżycie wyniosą 75%. Wielu z nas, przy argumencie śmierci, wybrało wariant drugi a przy argumencie życia, pierwszy.  Przeczytaj, p o w o l i  jeszcze raz – z punktu widzenia logiki, cokolwiek wybierzesz, efekt będzie taki sam.

Picasso”Kobiety z Algieru” warto 180 mln $

[Foto tytułowe] Najwięcej pieniędzy na rynku komercyjnym zapłacono w 2011 roku, za obraz Paula Cezannea „Gracze w karty” – 250 mln USD .

Dlaczego o tym piszę? Nasze wybory i potem działania często rozmijają się z logiką, oprócz niej chcemy mieć poczucie pewności, albo np. poczucie zamknięcia tematu, czy problemu. Przykład: w TV pokazują dramat rodziny, która straciła dom, widok jest poruszający więc składasz paczkę, wysyłasz i … masz świadomość, że nie tylko ty. Paczki jadą na miejsce rodzinnej tragedii i po tygodniu bohaterowie dramatu mogą otworzyć ciucholand, sklepik z makaronem i np. olejem rzepakowym. Nie żartuję, tylko pokazuje, że często nasze działania są nieefektywne. Znowu włącza się ten mechanizm – chcę widzieć komu pomogłem, chcę mieć pewność własnego działania.

Jak jest z 1%? Tylko trochę ponad połowa Polaków wypełnia odpowiednią rubrykę w PIT, choć to nic nie kosztuje. Ostatnio, z 1% wpłynęło  ok. 550 mln zł. Od 11 lat ta wielkość rośnie. Jednak, większość Polaków przepisuje KRS danej organizacji z automatu, często nie sprawdzając co tam słychać w fundacji, którą zasila, w ten sposób liderzy rankingu gromadzą więcej, zaczynają wydawać na czystą reklamę, co powoduje, że zbierają jeszcze więcej, ale w ten sposób rosną wydatki, których nie chcieliśmy finansować. Pojawiło się również wiele małych organizacji, które zbierają 1% pod konkretną osobę.  Okazuje się, że i te wielkie i te drugie, nazwijmy jednoosobowe, nie są zbyt efektywne. Wielkie są jak firmy, a małe jak … pokój z dzieckiem w płonącym domu.

Nie wiodę na manowce – osobiście uważam, że reklamy tych największych spełniają role edukacyjną, a tych jednoosobowych również, tylko to reklama szeptana. Wchodzą nowe roczniki, więc ten mechanizm działa. Widać, że obszar dobroczynności Polaków został zakreślony i teraz warto go optymalizować. Wybierajmy więc organizacje efektywne!

Nasza AKCJA też ma na celu zebranie środków i to na dwa cele prowadzone przez Fundację FPKM. Dzięki wpłatom sponsorów już kupujemy do szpitala w Barczewie, supernowoczesne CYBER – OKO, i – jeśli starczy pieniędzy – może coś jeszcze, o czym Fundacja oczywiście napisze. To rewelacyjne urządzenie monitorujące funkcje organizmu osób w śpiączce, a takich do tego wyjątkowego szpitala trafia dużo. Zbiórka od darczyńców = kibiców zostanie m.in. przeznaczona na obozy integracyjne dla niepełnosprawnych z ubogich rodzin – takie organizowane są od 12 lat przez Zakon Maltański (tu wolontariusze, opiekunowie płacą za swój pobyt!)

Wracając do głównej myśli – jeśli zdecydujesz się wesprzeć naszą akcję to już wszedłeś, ale do … innego domu, który nie płonie, w którym nie ma Picassa, ani Cezannea, ale za to czekają znane osoby ze świata filmu i sportu, również biznesu, osoby które ofiarowały swoją popularność, prestiż, czas, i w końcu też ogromny fizyczny wysiłek, by ta akcja dała możliwie najwięcej. Są również: Agnieszka Bal – nasza Honorowa Patronka i Kamil Cierniak, współtwórca krótkiego filmu nt. akcji, którzy zdecydowali się wziąć udział  reprezentując  tych, którzy marzą by chodzić.

Dziękuję, Tomek   Tarnowski

FILM – BIEGNĘ DLA TYCH, KTÓRZY MARZĄ BY CHODZIĆ –

Ufam, że film przekazuje ideę naszego projektu, dzięki niemu  poznaliście również głównych bohaterów, znane postacie, które „pobiegną dla tych, którzy marzą by chodzić”. Ufam, że wspólnie z Jurkiem Skarżyńskim, Karoliną Gorczycą, Przemkiem Miarczyńskim, Pawłem Januszewskim,  Sebastianem Chmarą i Andrzejem Zwarą oraz ponad 20 osobową drużyną, uda nam się dotrzeć do Waszej wrażliwości. Odwdzięczamy się prawdziwą opowieścią o wysiłku i poświęceniu, historii maratonów polskich, dodamy też kilka ciekawostek.

Film realizowany był w Krakowie, własnymi siłami i tym bardziej chciałbym podziękować jego pomysłodawcom i twórcom – Ani i Jankowi Tarnowskim – moim dzieciom, Kamilowi Cierniakowi za decyzję o wystąpieniu i wszelkie konieczne podpowiedzi w trakcie kręcenia, Filipowi Plewińskiemu za realizację zdjęć i montaż. Filip jest zawodowym operatorem po łódzkiej filmówce i przekonał nas do prostej, naturalnej formy, bez polerowania – bo takie jest życie. Wielu zna prace artystów fotografików – Wojciecha Plewińskiego i Macieja – dziadka i ojca Filipa – co tu można więcej dodać  – … dziękujemy. http://plewinski.com/

Kamila znacie z jego wpisu, ufam Kamil, że to nie ostatni – http://maraton.zakonmaltanski.pl/42195m-i-pelnia-zycia-kamil-cierniak/

Ten film to wkład młodych ludzi do projektu – bardzo pomożecie rozsyłając go do znajomych, umieszczając na fejsie, …

Dziękuję – Tomasz Tarnowski

42195m i pełnia życia – Kamil Cierniak

Nigdy nie biegłem maratonu. Nigdy nie biegłem na sto metrów. Ani nawet na metr. Gdybym brał udział w zawodach sprinterskich ze ślimakiem, mój rywal odniósłby spektakularne zwycięstwo, bo prędzej czy później dotarłby o własnych siłach do mety.. Ja nie.

Nie mam zatem pojęcia jakie zmęczenie towarzyszy maratończykom. Wiem jednak jakie towarzyszy często w życiu – najważniejszych „zawodach”, jak je określił św. Paweł Apostoł. Podobnie jest w maratonie, tu także musimy mierzyć się z wyczerpaniem fizycznym, psychicznym, duchowym, z własnymi słabościami, a także przeszkodami od nas mniej czy bardziej niezależnymi. I tu muszę zauważyć jedną przewagę jaką nad życiem ma bieg – nawet ten na 42 kilometry: tutaj mamy konkretny cel. Trudny, ale precyzyjnie zdefiniowany. Wiadomo, że jest daleko. Wiadomo, że będzie tak trudno, iż po finiszu przyjdzie może zwymiotować z wysiłku. Wiadomo też co trzeba robić i jak próbować rozłożyć siły. Coś  w i a d o m o.

Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki – jak zauważył Benjamin  Franklin. Faktycznie w życiu często nie mamy zbyt wielu pewników, choć uważam, że coś by się jeszcze  znalazło. Owszem, także sami stawiamy sobie jakieś mniej lub bardziej ambitne cele i to pewnie dobrze. Jakże jednak często wątpimy czy są właściwe! Mało tego – czasem nawet po ich osiągnięciu czujemy rozczarowanie, niedosyt. Nie wspominając już o tym, że nigdy nie mamy zupełnej pewności co będzie jutro. I czy w ogóle będzie jutro. No właśnie, a co to będzie jak go nie będzie? Co kiedy przeminą wszystkie jutra naszego życia? Co po-jutrze? Wielu z nas ma Wiarę. Ale zwykle słabą. Chyba tylko jakaś grupa, garstka mistyków i może jeszcze innych miała Wiarę tak silną, że  rzeczywiście graniczyła z wiedzą. Życie jest czasem trochę jak bieżnia elektryczna – biegniemy, biegniemy, a wydaje nam się, że stoimy w miejscu i nie wiemy czy biegniemy w dobrym kierunku, bo to, czego pragniemy, ciągle się nie chce przybliżyć. Ale ta bieżnia to przecież także i trening, co maratończycy wiedzą najlepiej.

Mam takie przekonanie, że maraton – po odpowiednim treningu – może przebiec (prawe) każdy. Podobnie jest w życiu, więc … warto żyć jego pełnią. Kamil Cierniak


Kamil Cierniak, 23 lata, jest studentem kierunku politologii na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz filozofii na Uniwersytecie Papieskim JPII w Krakowie. Choruje na zanik mięśni. Jego pasją jest film. Podczas pielgrzymki maltańskiej do Lourdes nakręcił reportaż, który wyemitowała TVP. / foto tytułowe Paulina Guzik /

http://www.radiokrakow.pl/wiadomosci/krakow/krakowski-student-pokazuje-ze-zanik-miesni-to-nie-wyrok-przygotowal-reportaz-o-zakonie-maltanskim/