Archiwa tagu: Tomek Tarnowski

Zima zbiera żniwo

Jak zima jest trudnym okresem do przygotowań mógłbym opowiadać długo. W tym okresie profesjonalni maratończycy wyjeżdżają w inne strefy klimatyczne. Aktualnie, jeden z najlepszych polskich maratończyków – Yared Shegumo (2:10:34) – jest na obozie w Etiopii, z resztą nie tylko on. Sprawą oczywistą jest krótki dzień. W grudniu i styczniu niektórzy z nas kończyli trening praktycznie tuż po wschodzie słońca, a inni, po południu, biegali z czołówką na głowie.

Wschód słońca nad Gdańskiem widziany przez zatokę z Sopotu

Przy ujemnych temperaturach, gdy zaczynamy biec szybko (w drugim zakresie = WB2 – tj. pow. 75% HR max, lub nawet WB3 – pow. 85% HR max – heart rate), wówczas wentylacja nosem nie wystarcza, ciągniesz całym miechem lodowate powietrze prosto do płuc. O smogu wiele się mówi, wiec trudno temat pominąć, tym bardziej, że jest to wielkie zagrożenia dla aktywnych na powietrzu, a im niższa temperatura tym naród spala więcej wszystkiego. (*) – kilka zdań na ten temat przerzucam na koniec.

Idziesz do pracy, a tam raczej grypowo, towarzystwo na specyfikach przychodzi do roboty rozsiewając zarazki.  Ty, w trzecim miesiącu intensywnego biegania, jesteś zdrów jak byk, odtłuszczony, w lekko już niedopasowanej marynarce, i … z mniejszą odpornością. Z tego co się dowiadywałem, to prawie każdy z nas pauzował. PONT w grudniu, ze względu na podróże i częstą zmianę klimatu (pisaliśmy o tym 27 grudnia), Sebastian chorował na przełomie roku, na samym początku przygotowań, Jurek w styczniu wsparł się jakimś antybiotykiem, Karolina regularnie czeka co córka ‘przyniesie’ z przedszkola, ja walczę z wirusem teraz. Paweł i Andrzej te ryzyka mają cały czas przed sobą.

W takim stanie pozostaje tylko dbać o budowanie odporności i zachowanie higieny. Co do pierwszego, to zdecydowanie polecam kiszonki bogate w Wit C, kolorowe warzywa, cebulę, owoce i sugeruję wyrzuć cukier, który pasie grzyby i bakterie, jednocześnie daje złudne poczucie sytości. Wiesz o czym piszę – drożdżówka, batonik w międzyczasie, deserek, bo zasłużyłem … ect. Achaa! -:) Ty nie biegniesz? OK – ale kibicujesz i tak myślę, że kibice mogą dołączyć do nas, choćby w takim zakresie, że odpuszczają na chwilę szkodliwe przyjemności. Piszę serio, z resztą zgodnie z zapowiedzią, że jest to prawdziwa opowieść, która wymaga poświęcenia.  Uczestnicy nie mają tylko przebiec 42km, przechodzą trud kilku miesięcy przygotowań fizycznych, które wymagają również wyrzeczeń – bo jak później mamy spojrzeć w oczy Kamilowi Cierniakowi, czy Agnieszce Bal? Przyjechać do Dębna i pobiec, tak „z bomby”, najbardziej prestiżowe 42km w Polsce … – byłoby głupio, po co w ogóle? Kiedy szykowaliśmy się z mecenasem Andrzejem Zwarą do biegu ultra, wchodziliśmy na coraz wyższe poziomy intensywności przygotowań. Wbrew obawom, ciężki trening zmieścił się w ciasno upakowanym życiu Prezesa Adwokatury Polskiej. Powoli, wraz odejściem karnawału odpuściliśmy wszelkie słodycze, ulubione wino ..oraz pochodne, a w Wielkim Poście Andrzej skreślił kawę i przekleństwa – mnie nie udało się dotrzymać kroku mecenasowi.

Tak mniej więcej wygląda filozofia wyzwania:  biegnę dla tych, którzy marzą by chodzić. I tylko w takim świetle mam śmiałość pisać to wszystko, angażować wybitnych ludzi, a Was prosić o wsparcie tego projektu na rzecz osób, które często nie mają możliwości, by powiedzieć słowo czy napisać kilka zdań. Trwają każdego dnia czekając w nadziei, że coś się poprawi. Zapraszam, możesz ufundować 1-2, a może więcej dni na obozie integracyjnym niepełnosprawnej osoby, której nie stać na żadne wakacje i rozrywki. Możesz zamienić 40 drożdżówek, czy kolejną butelkę dobrego wina w uśmiech nieznajomej osoby .. (no może dwie butelki-:)

http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Tomek Tarnowski

(*)  Wbiegając alejką nadmorską do Gdańska Brzeźna zaczynam niemalże rozpoznawać, po kolorze i fetorze dymu z nadmorskich domków, czy mieszkańcy mieli bio-eco-jogurt na śniadanie, a może wieczorem była bio-cola – gnojki ordynarnie palą plastikiem i nie tylko!  Pomimo, że słyszeli o problemie, to wolą udawać, że nie. Ich świadomość jest ograniczona do prywatnej, jednoosobowej ekonomi. Tych smogo – terrorystów nie interesuje nawet rodzina, bo gdy ich dzieci zachorują, to wydatki po tysiąckroć przekroczą jakiekolwiek oszczędności. Plastik wytwarzany jest z ropy naftowej, ale swoją twardość lub elastyczność zawdzięcza chemicznym domieszkom, tak powstają torebki sklepowe, ale i  zderzaki samochodowe, czy buty narciarskie. Zróżnicowanie tworzyw sztucznych jest ogromna, ale podobna i bardzo wysoka jest wartość energetyczna – ok. 38-40 MJ/kg, która porównywalna jest z olejem opałowym (40-42), zdecydowanie wyższa od brykietów węgla brunatnego (20-23), czy drewna opałowego (14). To, że się dobrze pali, ludziska wiedzą, ale tu zainteresowanie się kończy, a przecież w ich domowym piecu jest zbyt niska temperatura i spalenie tworzyw sztucznych jest niepełne w porównaniu do tego co się odbywa w nowoczesnych spalarniach, no i w kominie nie ma filtra. Zatem te domowe fabryki trucizny emitują w ich najbliższym otoczeniu najgorsze z toksyn, jak zabójcze dioksyny, czy związki WWA o silnych właściwościach rakotwórczych, także tlenek węgla, ale ten zabija szybko. Przy okazji powstałe drobne pyłki (ten widoczny smog na gaziku) to zawiesina mikroskopijnych cząstek, które są nośnikami metali ciężkich. To te pierwiastki są konieczną domieszką, która powoduje, że np. but narciarski jest wytrzymały i zarazem elastyczny na mrozie, a zderzak w aucie lepszy od blachy. Cóż, taka ekonomia, pozwala zaoszczędzić trochę pieniędzy tu i teraz, ale w średnim czasie marnuje zdrowie wielu ludzi. Mijam jak najszybciej tę trującą strefę, życząc mieszkańcom rozumu, a równolegle mam przekonanie, że wszyscy ci truciciele życzyli sobie na nowy rok, bezcennego zdrowia.

 

Drużyna – PKO Biegajmy razem

Czasami w sytuacjach gdy jest ciężko, nie wiadomo skąd, pojawia się wsparcie i wszystko zaczyna biec lepiej – mieliście coś takiego? Jedni nazywają to przypadkiem, zrządzeniem losu, regułą wielkich liczb, inni palcem bożym, ja to nazwałem ‘przyszedł mail od Joanny”. Oczywiście jest słabo, bo w nogach mamy sporo kilometrów, samotność i monotonia treningów zaczynają robić swoje, do tego pogoda nie ułatwia, .. ale nie ma co biadolić, bo to właśnie jest  taka opowieść – ma trochę boleć.

Tak … pani Joanna, z działu marketingu PKO Banku Polskiego, poinformowała mnie, że na trasie maratonu otrzymamy wsparcie – będzie nam towarzyszyła biegowa drużyna. To pracownicy banku, 19 osób, które znają się  na bieganiu, mają niejeden maraton na koncie, choć jest osoba, która w Dębnie zadebiutuje :). Zorganizowali się błyskawicznie, chcą pomóc na trasie, biec obok, zmotywować, dołożyć swoją cegiełkę. To świetna wiadomość, bo ‘zając’, albo ‘pace maker’ to osoba, która pomaga rozłożyć tempo i nie musisz się nad tym koncentrować, ale tacy opiekunowie dają znacznie więcej. Dla debiutantów to nieocenione wsparcie, opiekun zorganizuje picie w momencie gdy przy ‘bufecie’ jest tłok i ślisko, przypomni o strategii odżywiania, gdy wpadasz na „ścianę” powie jak przetrwać kryzys, pomoże ci się zebrać gdy zaliczysz glebę. Niby proste, ale za trzydziestym kilometrem wszystko wygląda inaczej.

Czuję wdzięczność, bo wielu z nich pobiegnie dla nas, czyli pośrednio „dla tych, którzy marzą by chodzić”, w ten konkretny sposób pomagając naszej akcji. Z przyjemnością dokładam specjalną zakładkę na stronę WWW pod nazwą „PKO Biegajmy razem”, gdzie możecie poznać  wszystkie osoby.

Mamy kilka stref czasowych i ich opiekunów. Doskonale rozumiem chęć biegnięcia przy boku  mistrzów lekkoatletyki – Pawła Januszewskiego i Sebastiana Chmary – gdzieś  w granicach 4:30 (tzn. maraton w czasie 4 godziny i 30 minut). Nie odmówiłbym sobie 42 kilometrowego biegu w towarzystwie mecenasa Andrzeja Zwary – gdy mecenas się rozkręci, można spędzić wyjątkowo ciekawe 4 godziny zapominając o bieganiu. Oczywistym  będzie tłok wokół strefy 4:15, gdzie wielu będzie chciało mieć fotografię tuż przy Karolinie Gorczycy – to piękna pamiątka, ale kolegów przestrzegę, że może być trudno się skupić.  W strefie 3:45 już trzeba będzie mocno pracować, ale warto, bo z tym czasem będzie walczyła Agnieszka Szymańska – szefowa zespołu marketingu sportowego w Banku. Tak, przy okazji – to fajne, że osoba na kierowniczym stanowisku stanie do tego biegu -:) ! W strefie 3:30 ja będę potrzebował pomocy i to od samego początku. Będę z przyjaciółmi z Trójmiasta – Kasią, Maćkiem, Piotrkiem, ale bardzo się cieszę na osoby z zewnątrz, które nas … uciszą  -:)… tak, tak nawyki gadania  na treningu, podczas wyścigu są zdradliwe. W jeszcze szybszej strefie ustawią się PONT – Przemek Miarczyński i  Rysiek (3:13), który z pewnością założy idealnie równe tempo.

od lewej – Tomek Tarnowski, Rysiek Brożyna, Przemek Miarczyński, Paweł Tarnowski – w tle Diabelski Kamień – największy głaz polodowcowy w okolicach Trójmiasta – to część grupy z Trójmiasta

Co do Jurka Skarżyńskiego to  trudno powiedzieć, może zacząć z jeszcze wyższej pozycji.

Zapraszam do zapoznania się z drużyną „PKO Biegajmy razem” – są zdjęcia i krótkie informacje o każdej osobie. (nowa zakładka)

Jednocześnie pamiętajcie o zakładce KONKURS – przybywa sprawozdań z treningów, które pomogą w typowaniu czasów. Mamy już 81 typowań! Pierwszym z ekspertów, który wytypował wyniki jest Krzysztof Łoniewski z radiowej ‘trójki”, kolejne typy dosłał wczoraj Marcin Czapla kierownik Sklepu Biegacza z Gdyni,

Marcin Czapla kierownik Sklepu Biegacza w Gdyni i nasz ekspert

który, ogólnie mówiąc, zna się na rzeczy – od 17 lat jest w formie, a Maraton pobiegł poniżej 2:50. Miałem okazję parę razy rozmawiać z Marcinem nt. odżywiania, butów do biegania … i szybko odczułem, że wie o czym opowiada. http://www.sklepbiegacza.pl/sklep/gdynia

(foto tytułowe: Agnieszka Szymańska  – szefowa zespołu marketingu sportowego w PKO Banku Polskim)

Tomek Tarnowski

bieganie nad morzem – jod – naturalne turbo doładowanie

Pobiegajmy nad morzem, nawdychamy się jodu, będzie zdrowo – i tu wiedza się urywa. Babcine gadanie? Przecież sól jest jodowana, więc o co chodzi – a może jednak coś w tym jest ? Pewnie, że jest, bo jod jest niezbędny tarczycy do produkcji hormonów odpowiedzialnych za metabolizm – za spalanie (cukry i tłuszcz) i budowę (synteza białka), no i przetwarzanie paliwa w energię. Tarczyca również reguluje temperaturę ciała, wpływa na koncentrację i to nie koniec. Jod jest cholernie ważny, do tego bakterio i grzybobójczy – pewnie pamiętasz jodynę i fioletowe plamy… Pobiegać na morzem warto, albo popływać na windsurfingu i w zasadzie tu możesz skończyć czytać, chyba interesuje Cię jak to się zaczęło i do czego prowadzą głębokie niedobory magicznego „J”.

Paweł Tarnowski – Łeba – wave – 100% morskiego aerozolu foto: Robert Hajduk

Brak jodu odczytasz po zaburzeniach snu, koncentracji, rozdrażnieniu i stanach depresyjnych. Na szczotce zobaczysz więcej wypadających włosów, senność, a ogólna słabość będzie dodatkowo wkurzająca. Zirytuje cię fakt, że ćwiczysz, pilnujesz diety a na wadze przybywa kilogramów, a równocześnie jest ci zimno, płacisz więcej za ogrzewanie, twój mąż chodzi w podkoszulku a tobie ciągle zimno. Mamy 21 wiek i jodowaną sól, ktoś doda, że w Chinach joduje się herbatę a w Gwatemali miesza z cukrem. Ale nie będziesz zjadała 30 łyżeczek soli dziennie …

Podzieliłem role komu zimno a kto w podkoszulku, ale tak jest i to wynika z funkcji rodzicielskich. Dziecko w okresie płodowym i karmienia czerpie jod wyłącznie od matki co zużywa zapasy magicznego paliwa. Bronić się nie należy, nie ma też jak, gdyż niedobór w tym okresie rozwoju może prowadzić do niedorozwoju dziecka, w tym i umysłowego. Osiem razy więcej kobiet choruje na niedoczynność tarczycy niż mężczyzn, stąd też panie mają większą wiedzę, choć i z tym jest słabo, gdyż tylko 17% Polek wiąże dysfunkcję tarczycy z kłopotami zajścia w ciąże i tylko 12% rozumie, że brak jodu może prowadzić do niedorozwoju umysłowego, albo np. zaburzeń koncentracji u ich potomstwa. (Instytut  Millward Brown SMG/KRC)

Jod jest ciężkim pierwiastkiem i w epoce kształtowania się naszej ziemi zaległ dość głęboko, stąd jest go bardzo mało na powierzchni. Z litosfery wypłukiwany jest do oceanów i mórz gdzie jest go pod dostatkiem, stąd wszelkie organizmy morskie są doskonałym źródłem tego pierwiastka. Nie żałuj sobie dorszy, śledzi, sardynek, łososi, halibutów – oczywiście i ostryg, ect.. Japończycy mają najwyższe spożycie naturalnego jodu, co wynika z morskiej diety –żyją też najdłużej.

Ale co z tymi spacerami i biegami nad morzem? Do 300m od linii brzegowej mamy naturalnie rozpylony morski aerozol, w okresach sztormów jesienno-zimowych, kiedy woda jest zimna stężenie pierwiastków jest najwyższe – więc warto teraz, a nie latem! To dodatkowa dawka jodu i taką kurację możesz porównać do turbo doładowania. Faktycznie, sporty wodne i bieganie w strefie tuż nad morzem pozwala zdobyć ekstra dawkę pozytywnego pierwiastka, przyspieszyć metabolizm, widocznie poprawić nastrój – a jeśli uważasz inaczej to nie mów nam o tym przed 2 kwietnia 2017 –:) please.

Kiedy zwierzęta wyszły z oceanów na ląd, ok. 400 mln lat temu i ponoć to w Górach Świętokrzyskich mamy najstarsze na świecie ślady, niektóre komórki zaczęły się specjalizować się w magazynowaniu jodu, skoncentrowały się w przedniej części ciała tworząc gruczoły – u nas tarczycę. Ekspansja człowieka – czyli wyjście z Afrykańskiej kolebki i (1 mln lat temu) bez tego magazynu jodu byłaby niemożliwa. W końcu ludzie zasiedlili też strefy bardzo trudno dostępne, jak góry – Karpaty, Alpy, Andy, w końcu i Himalaje – gdzie nie powiewała morska bryza, a w menu nie było frutti di mare. W tych też miejscach brutalnie i obrazowo wyświetliło się do czego prowadzi niedobór jodu.

http://progresrenouveau.free.fr/histoire15.php

W niektórych himalajskich wioskach nawet 90% mieszkańców miało ogromne wola, jako efekt rozrostu tarczycy, która osiągając gigantyczne rozmiary dążyła do większego zmagazynowania coraz bardziej deficytowego pierwiastka.

Dzieci nie osiągały normalnego wzrostu, duży odsetek z nich (15%) cierpiało na niedorozwój, łącznie z kretynizmem (zespół niedoboru jodu, małectwo). Podobnie było w Alpach gdzie wykształciło się określenie „Les crétins des Alpes” , w innych krajach było podobnie, w Polsce nazywano ich „głupimi Jasiami” . Byli pożyteczni i raczej dobrze ich traktowano, wykonywali najprostsze, fizyczne prace.

źródło” https://fr.wikipedia.org/wiki/Cr%C3%A9tinisme

Niektórzy etymolodzy wywodzą słowo   crétin od chrétien (chrześcijański) kretyn był uznawany za niewinnego i szczęśliwego.

To jak pobiegamy nad morzem?

Jeśli w tym miejscu zastanawiasz się czy masz niedobory jodu możesz amatorsko się przebadać, polej kilka kropel na brzuch nieorganicznego jodu, np. płynu Lugola, (zabezpiecz jakimś wacikiem)  jeśli plama zniknie w ciągu 10 godzin, toooo – nie wyciągaj pochopnych wniosków … przyszedł czas, by pogłębić wiedzę i zacząć spacery tuż nad morzem. Tomek Tarnowski

[foto tytułowe: Robert Hajduk – sztorm w Łebie 2015r. Na desce Paweł Tarnowski]

Dylematy pomagania i Picasso

Masz 2 sekundy na decyzję – z płonącego domu możesz wynieść obraz Picassa „Kobiety z Algieru”, wart 180 mln dolarów, albo uratować dziecko, które znajduje się w drugim pokoju. Ten dramatyczny dylemat ćwiczony jest w dyskusjach na temat efektywnego  wykorzystywania strumieni pieniędzy charytatywnych. Sprawa nie jest jednoznaczna, ani tym bardziej łatwa – za 180 mln dolarów można uratować tysiące dzieci w Afryce, tu i teraz jedno dziecko. Siedzisz wygodnie przed kompem i na chłodno zakończona kalkulacja daje trudną do wyartykułowania decyzję, jednak nasz mózg w sytuacjach stresowych działa inaczej, w kwestii życia i śmierci wybieramy rozwiązanie pewne, stąd wielu z nas poszłoby po dziecko. Jeszcze dwa mocne ćwiczenia (zapożyczone z książki neurbiologa Roberta Sampolsky): w czasie epidemii musisz wybrać rodzaj terapii: przy pierwszym rozwiązaniu na 100 chorych, 25 osób umrze, przy drugim rozwiązaniu ryzyko śmierci wyniesie 25% – i co, wybór dokonany? To teraz przedstawmy to inaczej. Pierwsze rozwiązanie pozwoli przeżyć 75 chorym, w drugim, ich szanse na przeżycie wyniosą 75%. Wielu z nas, przy argumencie śmierci, wybrało wariant drugi a przy argumencie życia, pierwszy.  Przeczytaj, p o w o l i  jeszcze raz – z punktu widzenia logiki, cokolwiek wybierzesz, efekt będzie taki sam.

Picasso”Kobiety z Algieru” warto 180 mln $

[Foto tytułowe] Najwięcej pieniędzy na rynku komercyjnym zapłacono w 2011 roku, za obraz Paula Cezannea „Gracze w karty” – 250 mln USD .

Dlaczego o tym piszę? Nasze wybory i potem działania często rozmijają się z logiką, oprócz niej chcemy mieć poczucie pewności, albo np. poczucie zamknięcia tematu, czy problemu. Przykład: w TV pokazują dramat rodziny, która straciła dom, widok jest poruszający więc składasz paczkę, wysyłasz i … masz świadomość, że nie tylko ty. Paczki jadą na miejsce rodzinnej tragedii i po tygodniu bohaterowie dramatu mogą otworzyć ciucholand, sklepik z makaronem i np. olejem rzepakowym. Nie żartuję, tylko pokazuje, że często nasze działania są nieefektywne. Znowu włącza się ten mechanizm – chcę widzieć komu pomogłem, chcę mieć pewność własnego działania.

Jak jest z 1%? Tylko trochę ponad połowa Polaków wypełnia odpowiednią rubrykę w PIT, choć to nic nie kosztuje. Ostatnio, z 1% wpłynęło  ok. 550 mln zł. Od 11 lat ta wielkość rośnie. Jednak, większość Polaków przepisuje KRS danej organizacji z automatu, często nie sprawdzając co tam słychać w fundacji, którą zasila, w ten sposób liderzy rankingu gromadzą więcej, zaczynają wydawać na czystą reklamę, co powoduje, że zbierają jeszcze więcej, ale w ten sposób rosną wydatki, których nie chcieliśmy finansować. Pojawiło się również wiele małych organizacji, które zbierają 1% pod konkretną osobę.  Okazuje się, że i te wielkie i te drugie, nazwijmy jednoosobowe, nie są zbyt efektywne. Wielkie są jak firmy, a małe jak … pokój z dzieckiem w płonącym domu.

Nie wiodę na manowce – osobiście uważam, że reklamy tych największych spełniają role edukacyjną, a tych jednoosobowych również, tylko to reklama szeptana. Wchodzą nowe roczniki, więc ten mechanizm działa. Widać, że obszar dobroczynności Polaków został zakreślony i teraz warto go optymalizować. Wybierajmy więc organizacje efektywne!

Nasza AKCJA też ma na celu zebranie środków i to na dwa cele prowadzone przez Fundację FPKM. Dzięki wpłatom sponsorów już kupujemy do szpitala w Barczewie, supernowoczesne CYBER – OKO, i – jeśli starczy pieniędzy – może coś jeszcze, o czym Fundacja oczywiście napisze. To rewelacyjne urządzenie monitorujące funkcje organizmu osób w śpiączce, a takich do tego wyjątkowego szpitala trafia dużo. Zbiórka od darczyńców = kibiców zostanie m.in. przeznaczona na obozy integracyjne dla niepełnosprawnych z ubogich rodzin – takie organizowane są od 12 lat przez Zakon Maltański (tu wolontariusze, opiekunowie płacą za swój pobyt!)

Wracając do głównej myśli – jeśli zdecydujesz się wesprzeć naszą akcję to już wszedłeś, ale do … innego domu, który nie płonie, w którym nie ma Picassa, ani Cezannea, ale za to czekają znane osoby ze świata filmu i sportu, również biznesu, osoby które ofiarowały swoją popularność, prestiż, czas, i w końcu też ogromny fizyczny wysiłek, by ta akcja dała możliwie najwięcej. Są również: Agnieszka Bal – nasza Honorowa Patronka i Kamil Cierniak, współtwórca krótkiego filmu nt. akcji, którzy zdecydowali się wziąć udział  reprezentując  tych, którzy marzą by chodzić.

Dziękuję, Tomek   Tarnowski

dziesięcioboista

Na dworze królowej sportu, są królami. Choć często startują przy pustawych trybunach są darzeni wyjątkowym szacunkiem. Wykonać 10 bardzo różnych konkurencji, w dwa dni, to ogromny wysiłek, a poskładać tak skomplikowany trening, to już sztuka. Elementy techniczne, łączone są z przygotowaniem szybkościowym, z dynamiką, a na czystą wytrzymałość – jak w maratonie – nie ma miejsca. Budowanie wydolności odbywa się zimą a treningi zazwyczaj są potwornie ciężkie, zaczynasz główny element wówczas gdy masz już dość i pracujesz na totalnym zmęczeniu.

W końcu przychodzi wiosna i start, jesteś na zawodach. Rozgrzewka trwa jakieś 90 minut a potem musisz utrzymać najwyższy poziom gotowości  organizmu przez wiele godzin. 100m idzie szybko, 3 skoki w dal już trochę męczą, pchnięcie kulą niby nic, ale popatrz na wyczerpanie kulomiotów, skok wzwyż potrafi trwać 3-5 godzin. Konkurenci zaczynają niżej i każdy rzeźbi, często po 3 próby na kolejnej wysokości a ty czekasz, ale bynajmniej nie na leżaku – cały czas gotowość. Przychodzi twoja  wysokość, zazwyczaj z ostrożności rozpoczynasz nisko, potem oceniasz, czy można wejść na swoje poziomy i cóż, również ty gromadzisz cenne punkty pełznąc co 3 cm w górę. W końcu 400m, ale jesteś już tak zmęczony całodzienną walką o utrzymanie gotowości na najwyższym poziomie, że wznawiasz po raz n-ty rozciąganie, ostrożnie, by nie pozrywać wymęczonych mięśni. Ostatnia prosta to bieg w kompletnym zatruciu mleczanowym. Wieczorem liczysz punkty i porównujesz się do konkurentów, regenerujesz ciało i próbujesz spać, ale się nie da i to jest druga „mało senna” noc. Kolejny dzień zaczyna się mocnym akcentem – od  110 przez płotki – wysokie, bo każdy ma 104 cm. Przygotowanie ciała do tego biegu nie jest łatwe, walka z zakwasami raczej bywa przegraną, na rozgrzewce wychodzą bóle ścięgien, naderwania, skręcenia z pierwszego dnia. Uff poszło, teraz rzut dyskiem, i tę dyscyplinę traktujesz jako odpoczynek, choć twoje palce, za chwilę, będą ci wypominały ogromne przeciążenia jakim zostały poddane. Następna w kolejna – tyczka wyssie z Ciebie wszystko co jeszcze zostało, a że jest wysoko punktowana nie będziesz się oszczędzał. Znów rzeźbienie parę godzin. Kończysz zdemolowany i teraz właśnie wchodzi oszczep, który wymaga luzu i szybkości. Co z tego, twoja dłoń nie byłaby w stanie podnieść nawet filiżanki herbaty, masz niedowład po rzucie dyskiem i ściskaniu tyczki, a bark zesztywniały, bo właśnie taki miał być do blokowania w momencie ‚założenia’ czyli rozpoczęcia skoku i pokonania przeciążenia ‚w odwale’. Kleisz palce jakimiś wynalazkami byle tylko jeden rzut wyszedł, a każda próba to szarpnięcie rozrywające mocno naciągnięte mięśnie pasma grzbietowego i ręki. Stopa blokująca, też ma niewesoło, tym bardziej że przez dwa dni oddała wiele skoków – a np. takie odbicie w dal, to nacisk ok. 1 tony!  Oczywiście o niczym takim już nie pamiętasz, masz już za sobą 9 konkurencji i właśnie teraz na scenę wkracza czysty strach przed bólem. 1500m to kwintesencja bólu, 10cioboiści nie potrafią dobrze biegać tego cholernego dystansu, na start wychodzą kompletnie wymęczeni, jednak chłodna kalkulacja punktowa pogania każdego do wysiłku ponad jego możliwości. Przydałoby się pobiec o 10s lepiej, ale 20s. szybciej dałoby, itd … włącza się kalkulacja hazardzisty. Wszystko zaczyna boleć już w połowie dystansu i potem jest coraz gorzej. Przez ostatnie 300m nie wiesz gdzie jesteś. Za metą sędziowie pozwalają długo leżeć, ale …tylko dziesięcioboistom.

Ashton Eaton aktualny rekordzista Świata w 10-boju lekkoatletycznym – za matę 1500m – MŚ w 2013 roku. żródło: http://www.dailymail.co.uk/sport/

Czy jest w tej dyscyplinie coś pięknego, czy tylko dramat? Oczywiście jest! Fakt, że opanowałeś technikę, że kontrolujesz, wytrzymujesz i wygrywasz! Wygrywał Sebastian Chmara – Mistrz Świata w wieloboju na hali z 1999 r. w Maebashi oraz Mistrz Europy (również na hali) z Walecji – 1998 r., do dzisiaj rekordzista Polski w 10boju z wynikiem 8566 pkt i w 7boju na hali – 6415 pkt. Aktualnie Wiceprezes PZLA.

To że Sebastian dołączył do naszej akcji jest wielkim wyróżnieniem. Wzorcowy czas – 4:30 – jest odzwierciedleniem osobistej oceny możliwości treningowych Sebastiana. Najpewniej, ten wybitny  lekkoatleta, przegra te zawody z większością biegaczy, ale oklaskiwany będzie za sam fakt, że ruszył na 42km. To gest poświęcenia, który trzeba czytać w ten sposób – Sebastian Chmara zrobi coś, czego 10-boiści najbardziej się boją i czego nie lubią – nie lubią ścigać się na długich dystansach. Dziękujemy! Tomek Tarnowski

Bieganie wpływa na mózg – The New York Times

Brzmi banalnie? W kontekście tego o czym pisałem w listopadzie – tj., że bieganie silnie utlenienia organizm, w tym mózgu, tytuł nie wnosi niczego nowego. Znacznie lepiej brzmi tytuł z The New York Times:  Running as the Thinking Person’s Sport”. Nieprawdaż?

http://www.nytimes.com/2016/12/14/well/move/running-as-the-thinking-persons-sport.html?emc=eta1&_r=0

Otrzymałem ten artykuł przed świętami w ramach prezentu i od razu lepiej się poczułem, a dodatkowo pomyślałem, że w okresie robienia noworocznych postanowień i Wam może się przydać.  Autor przywołuje takie przykłady, jak gra na instrumentach, która wymaga doskonalenia różnych umiejętności motorycznych, pamięci, planowania oraz innych funkcji mózgu. Naukowcy dostrzegają tendencję, że wybitni muzycy posiadają większą koordynację między różnymi obszarami mózgu, niż my średni – melomani. Podobnie gimnastycy, tenisiści stołowi, badmintoniści mają lepszą koordynację mózgowo – ruchową, skupienie, planowanie, ect.. co jest do przewidzenia. Natomiast bieganie nie wzbudzało zainteresowania badaczy – ot, naturalna umiejętność, którą nabywamy jako dzieci, i która raczej nie rodzi w nas geniuszu. A jednak, przeprowadzone ostatnio badania na Uniwersytecie Arizona pozwalają poczuć się lepiej milionom deptaczy asfaltu. Naukowcy zauważyli większą aktywność mózgu biegaczy (w stosunku do osób o siedzącym trybie życia) w obszarach odpowiadających za zapamiętywanie, wielozadaniowość, skupienie, podejmowania decyzji i przetwarzanie obrazów, oraz pracę sensoryczną – to koordynacja wszystkich bodźców dostarczanych przez zmysły, wygenerowanie jednej decyzji i reakcji. Brzmi przynajmniej jak uzasadnienie nominacji do Nagrody Nobla! Autor artykułu, przedłuża dobrą perspektywę w czasie, przywołując tezę, że w jesieni życia, będziemy – my biegacze – … jak nowi. Spoglądam, bardziej czule na naszą AKCJĘ i własne obłocone buty.

Rok temu, w związku z akcją „Pomoc za Ultramaraton”, popełniłem wpis pt. „dzięki bieganiu zaczęliśmy myśleć”,  gdzie snułem opowieść, jak dzięki rozwojowi ścięgna Achillesa zaczęliśmy biegać i dalej, stosując technikę polowania poprzez ‘zabiegnie na śmierć’ zdobywaliśmy białko, co rozwinęło nasz mózg… Rozsądna teoria, tym bardziej, że natural-born-runners żyją do dzisiaj na świecie i nadal tak polują. Inna, i niewykluczająca się teoria mówi, że trochę wcześniej (jakieś 2 mln lat temu) byliśmy  słabi i płochliwi, więc do mięsnej uczty nie byliśmy dopuszczani przez drapieżniki i padlinożerców. Dopiero gdy jadalnia była pusta, a kości gołe nasz przodek ostrymi kamieniami rozłupywał je i wyjadał … szpik.

Teraz  coś dla dzielących teorię Churchill’a : “No sports, just whisky and cigars.” Szpik wołowy pod wódeczkę – danie wprost idealne, doceniane do dzisiaj przez sybarytów … a dawniej przez małego Homo Habilis. Szpik jest bombą energetyczno – witaminową, to tu, w kościach długich tworzą się czerwone ciałka krwi, szpik jest źródłem łatwo przyswajalnego żelaza. Wywar z kości to źródło kolagenu regenerującego kości i ścięgna, .. wygładzającego cerę też! No dość, bo zaraz zdryfuję w bieganie, a trudno nie jest gdyż są to właśnie substancje, których każdy biegacz poszukuje.

Główny artykuł z NYT, podesłał mi Jan – Roman Potocki, wierny kibic i darczyńca poprzednich akcji. Co ciekawe, parę lat temu porwał się na trudny projekt jakim jest reaktywacja staropolskiego trunku rodziny Potockich. Co prawda takie napoje teraz nie są mi w głowie, ale na butelkę mogę popatrzeć – jest wyjątkowo ładna. http://www.potockivodka.com/homepage.html

No to jeszcze jedna informacja przedsylwestrowa – ponoć w Warszawie serwują taki klasyczny zestaw w Butcher & Wine http://www.butcheryandwine.pl

Oby rok 2017 był lepszy.

Tomek Tarnowski

Im silniejsi tym słabsi

Wytrenowany zawodowiec jest jak maszyna, przeciętny amator nie może się z nim równać. Wytrzymałość na obciążenia treningowe i szybkość regeneracji jest nieporównywalna. Jednak słabością wytrenowanych, czynnych zawodników jest to, że ich organizmy znajdują się „na granicy” równowagi.  Wystarczy, że któryś z kluczowych czynników gwałtownie się zmieni i może być różnie. Zmiana klimatu, diety, zamieszanie w treningu, potrafią zdestabilizować całą maszynę, która jest poskręcana na 100% i to bez marginesu tolerancji. Niżej wpis Przemka Miarczyńskiego, nt. jego przygotowań, który odpowiednio zatytułowałem. Tomek


Kilka tygodni temu rozpocząłem przygotowania do naszej akcji i swojego kwietniowego debiutu na dystansie maratonu. Na początku wszystko szło jak należy. Mimo lekko bolących nóg udawało mi się realizować założony plan przebiegając, dość regularnie, około 70 km tygodniowo. Schody zaczęły się kiedy wyjechałem na zgrupowanie treningowe, na którym pracowałem jako trener. Po 10 dniach, we Francji, próbach wplatania swoich treningów w zajęcia z zawodnikami, wróciłem do Polski. Już w trakcie podróży do Sopotu czułem, że łapie mnie przeziębienie. Musiałem lekko odpuścić, żeby nie „rozłożyć” się na dobre. Niestety, nie wytrzymałem zbyt długo i zacząłem ostre treningi czując się lepiej po kilku dniach wolnych od biegania. Po tygodniu mocniejszego biegania okazało się, że nie jestem jeszcze do końca zdrowy. Znowu musiałem odpuścić treningi. Nie zdążyłem się dobrze rozkręcić w domu a już zbliżał się następny wyjazd. Tym razem też jako trener poleciałem na tydzień na Teneryfę. Tam warunki do biegania są oczywiście świetne.

PONT Teneryfa – obóz kadry – trening na wysokości buduje wydolność – 2016

Lepsze są jednak do uprawiania windsurfingu oraz jazdy na rowerze i na tych dyscyplinach się głównie skoncentrowaliśmy wspólnie z zawodnikami kadry.

PONT Teneryfa – obóz kadry – peleton windsurfingowców 2016

Wyjazd treningowo był bardzo udany ale jak na przygotowania do maratonu biegania niestety znowu było za mało. Nie wiem czy po powrocie do domu uda mi się nadrobić stracone kilometry, ale nie ma wątpliwości, że od jutra wracam do realizacji założonego planu biegowego.   Przemek Miarczyński


Na głównej stronie, po lewej, znajduje się sekcja „najnowsze wpisy” – nad kalendarzem… wchodząc tą drogą na konkretny wpis pokażą się Wam  przyciski ‘like/share’ – zatem jeśli tekst się spodobał możecie go zalajkować, albo udostępnić… Pod tekstami jest też sekcja do komentarzy – śmiało! Tomek

 

 

Paweł Januszewski – 400 m ppł

Za tobą 330m i tylko 70m do mety, ale to wieczność. Czujesz, że ‘odcina prąd’, stawiasz coraz krótsze kroki i walczysz, by nogi doganiały pochylone ciało … zostały jeszcze dwa płotki, masz wrażenie, że są coraz wyższe, nie możesz skakać, nadal miękko i płasko – ale to nierealne … Noga atakująca przechodzi muskając drewnianą twardą krawędź, zakroczna niestety, nie pomaga i z całą siłą uderza wewnętrzną kostką przecierając już i tak odsłoniętą kość. Tracisz równowagę i walczysz, by wrócić do linii biegu. To samo zdarzy się za 15 a może 16 kroków. Przestajesz czuć ból, ciało biegnie bez twojej świadomej współpracy, za metą padasz, odpływasz w niebyt, serce gwałtownie zawraca z poziomu 220 uderzeń/minutę.

Ikoną 400m przez płotki (91,4cm x 10) – niezwykle trudnej konkurencji jest Edwin Moses. Przez 10 lat niepokonany, wyśrubował rekord świata do 47,02 s., (aktualnie to drugi wynik po Kevinie Youngu 46,78s). To co wyjątkowe a niezauważalne dla mniej zorientowanych, Moses biegał cały dystans na 13 kroków (między 10cioma płotkami), co dla innych zawodników było, i jest, poza zasięgiem możliwości.

W Polsce doskonale pamiętamy dwa nazwiska biegaczy na 400m ppł – Pawła Januszewskiego, Mistrza Europy z Budapesztu (1998), który sprowadził rekord kraju do 48,17 sek., później jeszcze raz stawał na podium ME w Monachium (2002) oraz jego następcę i aktualnego rekordzistę Polski (48,12 sek.) – Marka Plawgo.

Głos Pawła Januszewskiego towarzyszy nam często w radiowej „trójce”, w czwartkowej audycji biegowej „biegam bo lubię” gdzie z Krzysztofem Łoniewskim systematycznie wciągają nas w świat biegania. Jako Ambasador programu biegowego PKO Banku Polskiego pn. „Biegajmy razem” dołącza do projektu BIEGNĘ DLA TYCH, KTÓRZY MARZĄ BY CHODZIĆ i 2 kwietnia 17 r. w Dębnie pobiegnie z nami maraton, po raz drugi w życiu.  Wielkie dzięki!

Sportowe doświadczenie połączone z  wiedzą Pawła nt. biegania pewnie pozwalają na wynik lepszy niż deklarowane 4:33, choć zawodowiec tej klasy zdaje sobie sprawę, ile czasu może poświęcić na trening. Trzymamy kciuki, wpisujemy Pawła Januszewskiego na naszą tablicę konkursową i zapraszamy do obstawiania wyniku jaki osiągnie na mecie. Póki co, 4:33 jest czasem wzorcowym Pawła. Was zapraszam do prognozowania wyniku – reguły zabawy znajdują się w zakładce KONKURS http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/  tam znajdziecie również osobne zakładki dla każdego z naszych zawodników – ta lista nie jest jeszcze zamknięta -:) ! Tomek T

film – 23km opowiedziane w 30 sek.

oto 30 sekundowy, filmowy obraz z terenowego biegu na 23km. Zgodnie z planami Jurka Skarżyńskiego wycieczka biegowa ma mieć różne elementy, podbiegi, podejścia, krosy, konwersację biegową … – ma być fajnie i daleko.

[Na filmie w czerwonej bluzie – Wojtek Ratkowski.]

Film nakręcił i zmontował Paweł Tarnowski, jeden z najlepszych windsurferów na świecie. Dwa razy MŚ w kat. juniorów, dwa razy stawał na podium ME w seniorach, w 2015 wygrał. W aktualnym rankingu ISAF znajduje się na 1 miejscu http://www.sailing.org/rankings_table.php?includeref=ranking26302&rankdiscipline=2&ranktype=2&rankclass=82&rankdate=latest

Paweł wraca do zdrowia po operacji barku, więc bieganie z nami jest absolutnie w jego planach.

Przemek Miarczyński wprowadzał Pawła w świat wielkiego windsurfingu – zgrupowania, obozy, rywalizacja, Mistrzostwa Europy, Świata …cykl zawodów pucharowych na wszystkich kontynentach. Fajnie móc teraz widzieć jak ‚JUNIOR’ wspiera ‚PONTA’ na treningach biegowych, a łatwo nie jest. Przykładowy trening grudniowy Przemka mógłby wyglądać tak:

jest 8:00 rano – wstaje słońce i rysuje nasze długie cienie –

WT – krosy aktywne   – w sumie ok. 13km, w tym 4 pętle terenowe z długim podbiegiem; każda pętla szybciej, na ostatniej możesz zobaczyć swoje śniadanie w butach, wówczas trening jest solidnie wykonany (to cytat z kolegów maratończyków).  Do tego gimnastyka rozciągająca i siłowa.

ŚR – bieg 10-12km, z przebieżkami 10x100m + gimnastyka

CZW – np. powtórka z WT.,

SOB –  teren 15km, a w tym 3 mocniejsze akcenty – np. podbieg ok. 1km, lub przyspieszenie na płaskim. Średnie temp ok 5’02″/km

NIE – teren 25km wycieczka biegowa.

Wyszło max. 78km, a to … trochę mało, jeśli PONT chce myśleć o czasie wzorcowym 3:15 w maratonie, który został wskazany w naszym konkursie – http://maraton.zakonmaltanski.pl/vip-na-start-konkurs/

Przemek Miarczyński treningi w tygodniu robi wcześnie rano, albo wieczorem

Do tego oczywiście Przemek ma swoje obowiązki rodzinne, domowe, plus zajęcia windsurfingowe, trenerskie, więc taki plan musi zmieścić w sposób możliwie .. niezauważalny …  Tomek Tarnowski

Jak to było z witaminą D ?

To, że prof. Wojciech Ratkowski w badaniach nad wytrzymałością organizmu korzysta się z ultra maratończyków jest oczywiste, ich organizmy to najlepszy poligon doświadczalny. Jednak teza, że witamina D ma bezpośredni wpływ na wytrzymałość jest dla mnie nową (wpis z 1 grudnia 16) – czekamy na wyniki.

To, że nasz kościec buduje również wapń (Ca) wiemy raczej wszyscy, a to, że ten pierwiastek ma znaczenie np. w pracy serca, kurczeniu się mięśni, regeneracji komórek, krzepnięciu krwi, jest potrzebny w układzie odpornościowym, już wie mniejszość, zatem wystarczy zapamiętać, że calcium jest bardzo ważne w wielu procesach życiowych i powinno występować w odpowiednim stężeniu.

Za poziom wapnia odpowiada właśnie witamina D, której Polacy, w około 90% populacji, mają niedobór! Występuje u nas jak i u innych zwierząt lądowych w postaci nieaktywnej a staje się aktywnym hormonem przez pobudzenie promieniami UV – czyli na słońcu.  A co jeśli słońca nie ma? Co z głębinami oceanicznymi, ciemną Skandynawią, piękną acz mglistą Polską, co ze szczelnym opierzeniem ptaków? Potwory żyjące w ciemnych głębinach oceanicznych zjadają tych co pływają w zasięgu słońca i mają w sobie Wit D, tłusta wydzielina uelastyczniająca pióra ptaków produkuje Wit D a jest przenoszona do wewnątrz podczas pielęgnacji piór dziobem. Z nami jest podobnie, pozyskujemy drogocenną witaminę z jedzeniem najlepiej morskich ryb oraz syntetyzujemy ten specyfik, w skórze wystawionej na słońce.

1984 przed Olimpiadą w Los Angeles - przygotowania w Font Romeu - Antoni Niemczak, Krzysztof Wesołowski z przodu i Wojtek Ratkowski, Jurek Skarzyński - WB2 + intuicyjne poszukiwanie słońca
1984 przed Olimpiadą w Los Angeles – przygotowania w Font Romeu – Antoni Niemczak, Krzysztof Wesołowski z przodu i Wojtek Ratkowski, Jurek Skarzyński – WB2 + intuicyjne poszukiwanie słońca

Historia walki o odpowiedni poziom Wit D jest ciekawa i pouczająca. Gdy zrzuciliśmy futro 2-3 mln lat temu i zaczęliśmy opuszczać bezpieczne lasy ruszając na podbój świata, naszym niewidzialnym zagrożeniem było promieniowanie UV. Ten problem rozwiązaliśmy sprawnie, skóra stała się czarna  a przefiltrowany UV nie zabijał, lecz stymulował produkcję Wit D, a poza tym trzymaliśmy się blisko zbiorników morskich, słonych jezior, bogatych w pokarm zwierzęcy obfitujący w Wit D – czyli wszystko pod kontrolą. Jednak gdy ruszyliśmy na północ pojawiły się kłopoty, słońca było coraz mniej, a morskie pożywienie zniknęło z karty menu. Znowu ewolucja pokombinowała i rozjaśniła skórę, zmniejszając naturalny filtr – im dalej na północ tym jaśniejsza karnacja. Zapytasz o Eskimosów? OK., ale zauważ, że na ich karcie menu jest napis don’t need sunlight. Czyli kolejny problem rozwiązany? Chwilowo, gdyż właśnie teraz wchodzimy, ewolucyjnym tempem, w bieżący okres i zaczynają się kolejne problemy. 10 000 lat temu staliśmy się rolnikami i mocno zubożyliśmy dietę.  Monotonne mączne, ryżowe jedzenie, ciemne, zagęszczone osady mieszkalne w mglistym klimacie zaczęły zbierać żniwo. Pojawiły się rozmaite choroby, ale .. trzymajmy się Wit D – zaobserwowaliśmy krzywicę, jako widoczny dowód niedoboru hormonu regulującego poziom wapnia.

miał być 15km lekki cross – dzięki słońcu – wyszedł bieg w wariackim tempie – średnio 5’03″/km i max 3’10″/ km

Pomimo odkrycia Wit D w połowie XVII wieku nie powiązano jej z działaniem słońca. Dopiero polski lekarz, Jędrzej Śniadecki, obserwując  fatalne warunki życia ludzi przemysłowych i zadymionych miast, dostrzegł związek słońca z witaminą (1822 r.) Jednak trzeba było czekać kolejne 100 lat na rozpoczęcie regularnej walki z krzywicą poprzez suplementowanie i aż  do 1980 r. na pełną analizę słonecznej syntezy.  Wydawałoby się,  że mamy spokój, ale na scenę wkroczyły kremy UV, które zatrzymują niebezpieczne a zarazem bezcenne promieniowanie UV nawet w 98%!

Jeśli dobrnąłeś Czytelniku do tego miejsca – gratuluję – to znaczy, że masz już potrzebną wiedzę i dasz szansę słońcu, by wykonało swoją pracę – wystarczy 15 minut ekspozycji w bikini i potem nakładamy krem. Zapytasz jak sobie radzić zimą w zadymionym Krakowie? Cóż, jest kłopot,  nie zjesz 20 żółtek dziennie, pół kilo wątróbki,  dwóch węgorzy, czy łososi, a tran nie należy do Twoich preferowanych przekąsek, jeśli jesteś wegetarianką/ninem to pieczarki też nie podołają, ale są to naturalne, zewnętrzne źródła Wit D, które jednak nie mogą konkurować ze słońcem. Skandynawowie, korzystają z kwarcówek, pigułek oraz systemu socjalnego, który wysyła w zimie pracowników na spotkanie ze słońcem.

najkrótsze dni w roku - na północy (Sopot) słońce grzeje choć jego wygląda na dość zimne
najkrótsze dni w roku – na północy (Sopot) słońce grzeje choć jego wygląda na dość zimne

Tomek Tarnowski